Wrzesień, jak dotychczas, okazał się być miesiącem ubogim w recenzje, bogatym w dobre książki oraz pełnym różnych, niekoniecznie miłych, niespodzianek. Na szczęście zostało jeszcze kilkanaście dni letnio-jesiennego miesiąca i w tym upatruję źródła nadziei na zmianę na lepsze.
Do książek widocznych na zdjęciu, czyli przeczytanych i do opisania, doliczyć należy jeszcze kilka. Nowy Pilipiuk, który jednak nie zachwyca, odkryta z radością na bibliotecznej półce "Tulipanka" (radość prysła, gdy okazało się, że ogromną część książki autor poświęcił na szczegółowe opisanie perypetii związanych z tym, by jego psica została matką; tak, łącznie z chodzeniem na psie randki), "Sklepik z marzeniami" Kinga, który zrobiwszy na mnie duże wrażenie wrócił do biblioteki, książka o labradorze, który uratował chęć życia pewnego mężczyzny (wiało nudą, nie skończyłam czytać), "Bezdomna" Katarzyny Michalak (sięgnęłam po nią z "inspiracji" Królowej Matki) i "Numer 10" Sue Townsend, które wbrew moim oczekiwaniem nie było śmieszne, ale było pouczające. W międzyczasie przeczytałam kolejny raz "Psy z piekła rodem" i "Delicje ciotki Dee", przyjęłam na wakacyjny tymczas dwa kociaki, rozważałam przyjęcia na tymczas także Szaszki, haszczanki mojej siostry, a przede wszystkim martwiłam się o mojego Tatę, który w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala. Jeśli do tego wszystkiego dodacie obowiązki zawodowe zrozumiecie, że pierwsza połowa września była dla mnie więcej niż intensywna.
Przez całe lato nie pomyślałam o tym, żeby wybrać się z książką na parkową ławkę. Dopiero dziś o tym pomyślałam i gdy już byłam o 20 stron od końca lektury, z ławki wygnał mnie deszcz. Ech...
Podobnie jak w ubiegłym roku, wraz z ochłodzeniem, czuję narastającą konieczność tworzenia zapasów na zimę. O ile jeszcze szaleństwo kuchenne jest w moim przypadku do opanowania, to niepokoi mnie owa dogłębna potrzeba stawiania na półkach nowych książek. Przy czym słowo "nowe" nie odnosi się ani do roku wydania tychże, ani do tego, czy już je znam. Po prostu mam wielką ochotę stworzyć półkę na każdy dzień, na której stałyby wspomniane już "Psy z piekła rodem" (bo obawiam się, że Biblioteka Śląska wkrótce wprowadzi ograniczenie wypożyczeń na moje konto), książki Jan Karon, P.D. James, Vitusa Droschera. Nie będę dalej wymieniała, pewnie rozumiecie :-)
I jeszcze wspomnienie wakacyjnego wyjazdu
P.S. A skoro już o obowiązkach zawodowych była mowa, to zapraszam:
Blogerzy piszący o książkach mogą się zarejestrować, aby skorzystać z bezpłatnego wejścia na targi. Podobnie - bibliotekarze. Na Targach będzie silny akcent śląski, fantastyczny, a także blogersko-szkoleniowy. Zresztą, zerknijcie w program. Zapraszam; mam nadzieję, że uda się nam spotkać :-)
Komentarze