Przejdź do głównej zawartości

Anton Rotzetter. Głaskane, tuczone, zabijane.

Wydane przez
Wydawnictwo Św. Wojciech

Byłam bardzo ciekawa tej książki. I choć przeczytałam jej treść z dużym zainteresowaniem, wciąż nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czytam o czymś nierealnym w naszej rzeczywistości i pragnieniu, że oprócz przykładów z praktyki Antona Rotzettera, chciałabym móc przeczytać także przykłady z polskiego podwórka.

Książka podzielona jest na cztery części: "Jak traktujemy zwierzęta", "Jak powinniśmy traktować zwierzęta", "Polityka na rzecz zwierząt", "Bóg kocha zwierzęta". 

Te dwie pierwsze części, dla osoby, która obczytała się już na temat traktowania zwierząt w ubojniach, laboratoriach doświadczalnych i innych, nie mniej straszych miejscach, gdzie umierające w męczarniach zwierzęta są, a to dziełem sztuki, a to towarem, który trzeba przetransportować z miejsca na miejsce, nie wydaje się być niczym nowym (choć oczywiście wstrząsającym). 

Dwie kolejne części opisują działania, jakie kościół katolicki w Szwajcarii, bo stamtąd jest Anton Rotzetter, podejmuje we współpracy z organizacjami prozwierzęcymi na rzecz dobrostanu zwierząt. Autor przedstawia między innymi AKUT (Inicjatywę Kościół i Zwierzęta), która jako oddolny ruch kościelny domaga się od Kościoła większego zaangażowania w prawa zwierząt. Przytacza nawet apel jaki szwajcarska sekcja Inicjatywy skierowała do wiernych, wspólnot i instytucji kościelnych, zwierchników Kościoła, zakonów i innych wspólnot religijnych. Drugą grupą dość szczegółowo opisana przez ojca Rotzettera to Szwajcarska Partia na Rzecz Zwierząt. Do interesującego dialogu z Biblią zaprasza Autor w części zatytułowanej "Bóg kocha zwierzęta".

Czytałam tę książkę, a szczególnie jej drugą część, niemalże z wypiekami na twarzy. Co więcej, kilka razy podczas lektury, upewniałam się, że Autor jest księdzem katolickim, a nie protestanckim. Ale skoro jest kapucynem, to powinnam być pewna jego przynależności do Kościoła? To, co czytałam, wydawało mi się czymś na kształt science fiction - bo choć w Polsce ukazała się książka Linzey'a i nawet zorganizowano wokół niej kilka debat - to potrzeba dbania o zwierzęta, pojmowanych jako stworzeń Bożych, nie wydaje się być zagnieżdżona zbyt mocno w świadomości i nauce Kościoła w Polsce. Chciałabym się mylić w tej ocenie, bardzo bym chciała. Może się mylę i mi o tym napiszecie?

Komentarze

Anonimowy pisze…
Mam ważenie, że ostatnio coś w tej sprawie drgnęło. Kilka katolickich pism, jak "Tygodnik Powszechny" czy "Znak", poruszyło ostatnio kwestię traktowania zwierząt w kontekście wiary. Obawiam się jednak, że to niewielki ułamek, czy też tzw. inteligencja katolicka. Znakomita większość, zwłaszcza ta, która przy okazji ma prawicowe poglądy i popiera ojca Rydzyka, reaguje alergicznie na kwestię praw zwierząt. I nie pomaga tu powoływanie się na Biblię. Wiele osób naruszenie kotleta schabowego traktuje jak herezję. Kiedyś nawet w portalu Frondy był artykuł mówiący o wegetarianach jako satanistach. ;)
wyrus pisze…
>Zapiekanka kulturalna

Trzeba mieć nieźle zryty beret, żeby w omawianym kontekście pisać o ludziach popierających ojca Rydzyka. Jakoś nie napisałaś o "młodych, wykształconych", zadłużonych wieśniakach mieszkających teraz w "wielkich miastach", którzy jedzą surowego śledzia z ryżem, bo myślą, że to jest sushi.

A co to w ogóle są prawa zwierząt??? Pytam poważnie i nie chcę dostać w odpowiedzi lewackiej agitki; ufam, że stać Cię na coś lepszego.

Dla zaoszczędzenia czasu ujawnię, że nie jem mięsa (aczkolwiek uwielbiam dobrze przyrządzone mięso), bo wiem, jak się mięso produkuje i wiem, że dam radę przeżyć bez jedzenia zwierząt hodowanych w fermach przemysłowych.

Pozdro.
hhhh pisze…
Jeśli chodzi o Kościół, to nie mam z nim zbyt wiele wspólnego i nie zamierzam. ;) A co do zwierząt, obecnie robię praktyki jako technik weterynarii. Wiem trochę o traktowaniu zwierząt przeznaczonych na ubój. Ale tytuł książki trochę zalatuje mi sensacją i tak cenioną, bo dobrze sprzedawaną, kontrowersją.
Anonimowy pisze…
> wyrus

Nie wiem, czy poglądy w sprawie zwierząt mają coś wspólnego z miejscem zamieszkania i z wiekiem. I nic nie poradzę na to, że właśnie osoby konserwatywne, jak wynika z mojego doświadczenia, najbardziej obruszają się na wegetarian i obrońców praw zwierząt i że to właśnie na prawicowym portalu Fronda przeczytałam kiedyś, że osobę, które nie jedzą mięsa wspierają szatana. ;) Do samego ojca Rydzyka nic nie mam, po prostu wiem z doświadczenia, że często akurat wśród jego słuchaczy zdarzają się osoby, które na każde naruszenie tego, co się robi w Polsce zwykle (czytaj schabowego) reagują jak na atak na wiarę. Spotkałam się nawet ze zdziwieniem, że mogę być katoliczką i wegetarianką naraz. Myślę, że to ogólnie problem naszej rodzimej religijności, często opartej mocniej na tradycji i zwyczajach niż żywej wierze czy Biblii. Nie mówię, ze wszyscy są tacy, po prostu jest to jakiś problem społeczny zamykający nas na dialog.

Wiem, że książka taka jak ta może być dla wielu osób denerwująca, bo stanowi upomnienie. A natura człowieka jest taka, że raczej nie lubi być upominany. I tym bardziej moim zdaniem takie pozycje są ważne. A dla mnie i pewnie wielu wierzących osób akurat teologiczne spojrzenie na kwestię praw zwierząt jest interesujące.

Definicja praw zwierząt nie jest łatwa. Bo czy humanitarna śmierć i życie pozbawione cierpienia to już prawa? Tu jest tak naprawdę głębokie moralne pytanie na temat tego, kto ma prawo żyć, a kto zabijać.

PS Nie mam poglądów politycznych, jeśli to ułatwia sprawę. Mam po prostu swoje zdanie na różne sprawy.
wyrus pisze…
> Zapiekanka kulturalna

A jakie znaczenie ma to, co wynika z Twojego doświadczenia i co przeczytałaś na portalu Fronda? Równie dobrze mógłbym napisać,że Szatana wspierają zwolennicy dowolnie wybranego przez Ciebie posła PO, PSL-u, itd.
Co do słuchaczy Radia Maryja, którzy "się zdarzają" - jak wyżej; różni ludzie zdarzają się wszędzie. Jeśli mowa o teologii w kontekście zwierząt, to polecam pozycję Andrewa Linzey'a "Teologia zwierząt". Autor przepięknie opisuje tam paradygmat hojności; moim zdaniem, jest to mocny argument.

Nie masz poglądów politycznych? Szkoda. Nie musisz interesować się polityką, ale polityka zawsze interesuje się Tobą. Szkoda, że nie chcesz mieć wpływu na to, w jaki sposób ludzie urządzają świat, w którym żyjesz.

Pozdro :-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...