Wydane przez
Wydawnictwo SQN
Ktoś, kto pooglądał trochę telewizji w ostatnich dniach, mógłby dojść do wniosku, że najważniejszą sprawą w Polsce jest znakomita gra polskich tenisistów na kortach Wimbledonu. Ja tenisa nie oglądam, podobnie jak piłki nożnej (nie widziałam, jak Brazylia nakopała wszystkim podczas niedawnego turnieju), golfa (nie będę oglądać zbliżających się mistrzostw Wielkiej Brytanii), snookera (nie widziałam, jak Ronnie O’Sullivan wygrywał swój piąty tytuł mistrzowski), ani żadnego innego sportu. Nie oglądam, bo nie lubię. A jednak tak się jakoś dzieje, że o tych wszystkich imprezach wiem i to dużo więcej, niż chciałabym wiedzieć. Nie da się nie wiedzieć, kiedy żyje się na jednej planecie z mężczyznami, a także z kobietami, dla których, jak choćby dla pań prowadzących w telewizorach programy publicystyczne, kwestią kluczową jest to, czy jutro wygra Jerzyk, czy tez może Łukasz i czy Agnieszka weźmie tytuł wielkoszlemowy.
Nie interesuję się sportem, a tu prezentuję książkę o klubie piłkarskim. Tak, prezentuję i od razu mówię, że książki nie czytałam (poza „Wstępem”), tylko zrobiłam z niej prezent wujkowi. Wujek na piłce się zna i chyba nawet bardzo, a chociaż Śląsk to nie jest jego klub, to wujek we Wrocławiu mieszkał podczas studiów i na paru meczach Śląska był. Zreferuję to, co mi wujek o książce powiedział i mam nadzieję, że nic nie popsuję.
Książka opowiada historię drużyny piłkarskiej WKS Śląsk Wrocław, przy czym autor nie koncentruje się na podawaniu statystyk, tylko pokazuje najważniejsze wydarzenia i prezentuje największe postacie wrocławskiej drużyny. Dostałam przykazanie, żeby napisać, iż doskonale opisane są postacie takie, jak trenerzy Władysław Żmuda i Orest Leńczyk oraz piłkarze – Janusz Sybis i Sebastian Mila. Oczywiście autor przybliża wielu innych graczy i trenerów, ale wujek powiedział, że ci, których wymieniłam, mają być na zachętę :-)
Dużym atutem książki są zdjęcia z prywatnych zbiorów Tadeusza Pawłowskiego i Mateusza Styrnika, a zatem, jak przypuszczam, w dużej mierze są to zdjęcia, których nie ma w gazetach i w Necie. Drugi atut książki jest taki, że autor bardzo często oddaje głos swoim rozmówcom, po prostu notując i przytaczając ich wypowiedzi. Dzięki temu książka jest barwna, co chwila wpadamy w inne klimaty. Przeczytałam „Wstęp” autorstwa Sebastiana Mili, kapitana drużyny, która rok temu zdobyła mistrzostwo Polski. Jest to kawał dobrego tekstu, a wujkowi najbardziej podobało się to, kiedy Mila opowiadał o tym mistrzowskim sezonie podkreślając, że wszyscy robili swoje, co zaowocowało tytułem, a na końcu stwierdził:
- To, co robiliśmy przez cały sezon – nawet gdy nie szło – należało kontynuować w Krakowie. Nie szukaliśmy kwadratowych jaj! [s. 15]
Książka liczy sobie 346 stron i, tu ostatni raz powołuję się na opinię wujka, Michał Wyrwa napisał ją świetnie. Zapewne tak jest, no bo kiedy książkę czyta się na raz, to chyba musi to być dobra książka, a wujek przeczytał ją w jeden dzień i pół nocy :-)
Komentarze