Wydane przez
AMF Plus Group
Z doniesień medialnych wiedziałam, że istniała kobieta, która uratowała bardzo dużo dzieci z warszawskiego getta. Znałam jej imię i nazwisko, ale nie wiedziałam nic więcej. Nie wczytywałam się w prasowe artykuły, nie oglądałam filmu. Sięgnięcie po "Życie w słoiku" było szansą na moje uzupełnienie wiedzy w tym temacie.
W jednej z amerykańskich szkół, gdzieś na prowincji, nauczyciel zaproponował swoim uczniom opracowanie dowolnego tematu, który wpisze się w obchodzy Dnia Historii Narodowej. Jedną z uczennic zafrapowała informacja o kobiecie, która uratowała podczas wojny 2500 dzieci z getta. Myśląc, że liczba jest błędna, zaczęła szukać czegoś więcej o Irenie Sendler i okazało się, że to postać prawie nieznana, że aby zdobyć o niej wiadomości trzeba pisać do wielu instytucji. Nauczyciel zasugerował, by kilka osób połączyło siły podczas pracy nad projektem i tak oto stworzyła się grupka uczennic, które opowiedziały światu o Irenie.
Książka napisana jest sprawnie. Historia w niej opowiadana toczy się dwutorowo. Jeden wątek jest zbeletryzowana wersją życia Ireny i tego, w jaki sposób pomagała rodzicom ocalić ich dzieci, drugi to opowieść o pracy nad szkolnym projektem i efektach tejże pracy.
Dwie rzeczy uderzyły mnie podczas lektury. To, że dziewczyny zakładały, że Irena nie żyje (po takich przejściach, z takimi doświadczeniami, tak dawno temu), drugia - to, że trzeba było amerykańskich nastolatek, by mieszkającą w Warszawie Irenę przedstawić Polakom i dostrzec w niej bohaterkę.
Książkę przeczytałam w pociągu, w drodze do Rodziców. A na miejscu obejrzałam film dokumentalny, który wyświetlono w bardzo odpowiednim dla mnie czasie.
Komentarze
Pozdrawiam i zapraszam do mnie
http://tococzytam.blogspot.com/