Obecność kotów dobrze nam robi. Uśmiechamy się patrząc na ich zabawy, motywują nas do tego, byśmy zadbali o zawartość ich misek i czystość kuwet, a tym samym o swoją kondycję, sprawiają, że głaszcząc je czujemy się odprężeni, a gdy potrzebują aktywności fizycznej sprawiają, że gramy z nimi w piłkę, podrzucamy zabawki, uciekamy ze sznurkiem.
Traktujemy koty jak dzieci. Niewielkie rozmiarowo, sympatyczne stworzenia, które - gdy tylko chcą - zakomunikują nam wszystko na czym im zależy. Puchate, wszędobylskie, czasami rozgadane i szukające w naszych ramionach pociechy i serdeczności.
Rzadko myślimy o tym, że w domu mamy dorosłe osobniki mięsożernych ssaków drapieżnych. O tym, że kot, który przychodzi się przytulać i ugniatać naszą poduszkę przed snem, jest solidnie wyposażony w narzędzia służące zdobywaniu pokarmu i obronie.
Nasze koty nie lubia obcych. Nie, źle napisałam - nasze koty nie lubią tych, którzy nie są nami. Każdy z naszych kotów syczy, stroszy się, warczy, atakuje ludzi innych niż Z. i ja*. Oczywiście, unikają obcych, ale jeśli taki obcy łazi za kotem krok w krok, to koty zaczynają od syków. Nierozsądny człowiek dalej wędruje za kotem próbując go głaskać lub brać na ręce i wówczas może nastąpić atak. Zwykła rzecz - my również, gdy ktoś jest namolny mamy ochotę wrzasnąć na niego, odgonić, a gdy nie wiemy jaki może być efekt tej namolności robimy się agresywni ze strachu, prawda?
Nie zauważam drapieżności kotów w stosunku do nas. Zauważam ją, gdy pies z sąsiedniego balkonu przekłada nos przez siatkę na nasz balkon, a Nusia przypominająca mityczne Furie, demonstruje, że psi nos nie jest mile widziany po jej stronie siatki. Zauważam, gdy Wojtek o 3 rano na wysokości połowy drzwi balkonowych jednym capnięciem zębów łapie ćmę i zajada ją ze smakiem zanim zdołam otworzyć usta, by coś powiedzieć. Zauważam wściekły gulgot w gardle Sisi, do której ręce wyciągają nieuświadomieni jeszcze goście. I wówczas, gdy Gusia oburzona wizytą u doktora, próbuje go złapać wysuniętymi pazurami przez drzwiczki transportera warcząc całą sobą. Nawet, u spokojnej zazwyczaj Duszki, dostrzec można dzikość - to w chwilach, w których Wojtek próbuje zachęcić ją do zabawy skacząc jej na plecy.
Koty to nie dzieci. Koty to drapieżne stworzenia, które ofiarowują ludziom swoje towarzystwo. Doceńmy ich obecność...
* Jedynie Gusia robi wyjątek dla osób z naszej najbliższej rodziny i zaszczyca je leżeniem na ich kolanach. Muszą siedzieć bez ruchu i delikatnie ją głaskać; wszelkie inne czynności kwituje zniecierpliwieniem.
Komentarze
hm, bliżej mi do traktowania kotów jako osobnych jednostek niż jako dzieci. Co nie zmiania faktu, że czuję się z nimi bardzo związana emocjonalnie.
Abigail,
:-)
Joanno,
pewnie, koty są różne, jak i my jesteśmy różni. Nasze są dość zdystansowane, jeśli mogę tak powiedzieć:-)