Każdy z kotów opuszczających schronisko w Katowicach dostaje kupon na sterylizację/kastrację (nie jeśli jest już po zabiegu). Dotychczas nie korzystaliśmy z tych kuponów; z dziewczynami chodziliśmy do naszego Doktora. Usłyszawszy jednak, że kastracja kota jest prostszym zabiegiem, postanowiliśmy skorzystać z z kuponu tym bardziej, że schronisko ma podpisaną umowę z kliniką weterynaryjną o bardzo dobrej opinii i bardzo oblężoną (próbowaliśmy się tam kiedyś dostać z Nusią na prześwietlenie nosa - trzeba było czekać minimum 2 tygodnie).
Powinnam być czujniejsza i zaniepokoić się tym, co usłyszałam w słuchawce po tym, gdy zadzwoniłam, by umówić termin kastracji. Padło pytanie "Kot jest ze schroniska?" i tak naprawdę było to jedyne pytanie jakie mi zadano. Nie zostałam zapytana o wiek, wagę, stan zdrowia kota, tylko o to, czy przyjedzie z kuponem.
27 grudnia zawieźliśmy Wojtka, zgodnie z zaleceniem, przed 9 do kliniki. Odebrano od nas kupon, zapisano Wojtka w systemie komputerowym i poproszono, abyśmy zadzwonili koło piętnastej. Trochę późno, prawda? Niestety - na tym etapie też się nie wycofaliśmy.
Zadzwoniliśmy o 15 i usłyszeliśmy, że mamy po Wojtka przyjechać o 17. Po 8 godzinach od chwili, w której go zawieźliśmy. Z zaciśniętymi zębami wytrwaliśmy do 17 martwiąc się o jakieś komplikacje przy zabiegu i pocieszając wzajemnie, że przecież ktoś, kto będzie nam oddawał kota wszystko nam wyjaśni. Nieco natrętnie pchała nam się myśl o tym, że Wojtuś czekał na narkozę i zabieg zamknięty w transporterze kilka godzin, ale odpychaliśmy taką myśl - wszak renomowana klinika nie może w taki sposób traktować pacjentów.
Wojtka przyniósł nam młody człowiek w zielonym kitlu, który jednak nic na temat kota i zabiegu nie umiał nam powiedzieć, bo niedawno przyszedł do pracy. Gdy zapytaliśmy o to, dlaczego proces kastracji trwał tak długo, usłyszeliśmy od recepcjonistki coś, co podniosło nam włosy na głowie. W klinice, która ma bardzo dobrą opinię funkcjonuje taki system: w dzień zabiegowy wszystkie zwierzęta są dostarczane między 8 a 9 rano. Zabiegi zaczynają się o 10 i wówczas doktor wybiera kolejność w jakiej będzie operował zwierzęta. Rozumiecie? Koty/psy siedzą w strachu i bez właścicieli czekając na to, na kogo padnie kolejność. Czekają, bo w renomowanej klinice, w 2012 roku, nie można ustalić precyzyjnych godzin zabiegów. Oczywiście, rozumiem wypadki, nagłe sprawy, ale chyba z takimi sytuacjami mają do czynienia także doktorzy z innych przychodni weterynaryjnych, prawda?
Od młodego człowieka w zielonym kitlu usłyszeliśmy - proszę przez kilka godzin nie dawać kotu jeść. Te kilka godzin spowodowałoby, że Wojtek nie jadłby już dobę. Gdybyśmy wiedzieli, że jest operowany np. o 14, to ostatni przed zabiegiem posiłek dostałby dwanaście godzin wcześniej. Skoro jednak kazano nam dostarczyć kota do kliniki przed 9, to kolację Wojtuś dostał około 20 dnia poprzedniego.
W zaleceniach pooperacyjnych napisano "Ranę utrzymywać w czystości". Nie wiemy, czy szwy się rozpuszczą, czy musimy pojechać, by je wyciągnąć. Nie wiemy, ile kot waży, czy podczas podczas narkozy wszystko było w porządku. Nie wiemy jak długo czekał na zabieg i jak długo po zabiegu czekał na to aż go odbierzemy.
Żałujemy, że zdecydowaliśmy się na skorzystanie z kuponu i wykastrowanie Wojtka w tej konkretnej klinice. Może zanadto antropomorfizujemy doświadczenie Wojtka, może jesteśmy przewrażliwieni... Żałując swojej decyzji mamy gorącą nadzieję na to, że już nigdy nie będziemy musieli korzystać z usług tamtejszych lekarzy.
Komentarze
Dobrze, że Wojtuś ma to już za sobą. Na pewno szybko zapomni:))
może trzeba nachalnie domagać się konkretnych wiadomości na temat zabiegu"za kupon",żeby następnym razem"pan weterynarz"nie robił łaski i nie olewał pacjenta ani jego właścicieli,a pewnie taka klinika się chwali ile robi dla schroniska...
zdrówka dla Wojtusia:)))
Ula
należy mieć nadzieję, że tam, gdzie się zapisałaś jest inaczej. Lepiej:-)
współczuję doświadczenia z kotką.
Uściski noworoczne.
Tak jak pisze efka i koty: wszystkiego nie przewidzisz, jakieś zaufanie do kogoś trza mieć... Dobrze, że Wojtulo cały (tzn. pozbawiony nadprogramowych części) i zdrowy.
Temat ewentualnie do poruszenia ze schroniskiem - czy wiedzą, czy to recydywa, czy normalne traktowanie - tzn. czy ktoś już im zgłaszał podobne historie. Może pogadają z "renomowanymi lekarzami" o elementarnym szacunku, jeśli nie do zwierzaka, to do klienta.
Jako biznesmeni - jednak, takie czasy - powinni mieć na uwadze szybkość, z jaką rozprzestrzeniają się informacje, no i że środowisko kociarzy jednak wymienia się różnymi podobnymi kwiatkami.
A raz nadszarpnięte dobre imię nie tak znów łatwo odbudować.
Pozdrawiam!
Trzymam kciuki za ekipę w nadchodzącym 2013 :)
w tym przypadku nie jest wskazana.
Poza tym, ktoś za realizację tych kuponów zapłacił klinice i powinien się dowiedzieć jak klinika realizuje
jego zlecenie .Może wygrała przetarg?
A może na kuponie powinno być napisane co pacjentowi
się należy, a może kupon powinien składać się z dwóch
części i jedną z nich pacjent oddałby zleceniodawcy lub
płatnikowi.Walczmy więc o prawa naszych ulubieńców i o swoje też!
Pozdrawiam wszystkie kocury, moja księżniczka śpi obok, ale ucho ma czujne.
Baśka P.