W niedzielę, podczas jedzenia, Gusia zaczęła nagle warczeć. Wystraszyłam się, że jedzenie utkwiło jej w gardle lub między zębami i próbowałam zajrzeć w kocią paszczę. Nie było łatwo. Mnie trząsały się ręce, kot chciał mnie zjeść z powodu tego, że naruszam jego cielesną nietykalność. Uspokoiła się, a mnie nic nie udało się zobaczyć.
Dwa dni było dobrze, pomyślałam zatem, że faktycznie kawałek jedzenia utknął i ją irytował, ale już się rozpuścił i Gusia jest zdrowa, tylko wciąż obrażona. Niestety - wczoraj okazało się, że jednak coś jej jest. Udało mi się zajrzeć w kocie zęby i mam niedobre podejrzenia. Musimy skonsultować to z Doktorem.
Wczoraj wieczorem nastawiliśmy się na oglądanie filmu. Z. przygotował mi kawę, opatuliłam się w koc i czekaliśmy na rozpoczęcie emisji. Chwilę przed tym jak usiadłam Z. wyprowadził na śnieg Nusię i Wojtka. Po chwili wrócili i Wojtek najwyraźniej doszedł do wniosku, że jeśli będzie szybko biegał to szybciej wyschnął mu łapki.
Biegał bardzo, bardzo szybko i wydawało się, że jest wszędzie w tym samym czasie. W pewnej chwili postanowił skoczyć z bocianiego gniazda na oparcie wersalki. Skoczył, ale po drodze zaczepił ogonem o filiżankę z kawą maczając w kawie ogonek. Udało mi się tym jednym skokiem zalać mnie, koc, kapę no i rzecz jasna - pozbawić mnie połowy napoju w filiżance. Usiadł później nieco oburzony i zlizywał kawę z mlekiem z ogona. Mnie pozostało nastawienie prania.
Komentarze
Uściski dla stada :)
Jak już myślisz że można odzipnąć to zaraz coś spsocą i znowu pełne ręce roboty ;)
Za Gusię kciuki trzymam !