Wydane przez
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Pisałam o tej książce w kwietniu 2008 roku. Gdy jednak zobaczyłam ją ostatnio na półce w bibliotece uznałam, że muszę sobie przypomnieć ową radość jaką Marie Sharp czerpie z tego, że jest już sześćdziesięciolatką i nic nie musi.
Fascynująco blisko jest mi do bohaterki książki Virginii Ironside. Może nie tyle wiekiem, co mentalnością. Marzę o chwili, w której nic nie będę musiała, w której nikt mi nie powie, że jestem za młoda, by wiedzieć czy potrzebuję jednokomorowego, czy dwukomorowego zlewu w kuchni oraz, że jestem za stara, by mieć długie włosy i powłóczyste sukmany.
Marie Sharp obserwuje rówieśników, żegna tych, którzy odchodzą na zawsze (złoszcząc się okrutnie na ten eufemizm), wdraża się do roli babci, unika rozmów o tym, że jesień życia może być aktywna fizycznie i umysłowo, cieszy się bezpłatnymi przejazdami komunikacja miejską i nie bardzo ma nawet czas, by pomyśleć o nudzie.
Jeśli nie mieliście okazji poznać jeszcze książki Virginii Ironside to namawiam cytatem:
Właśnie przeczytałam, że doktor Johnson w wieku siedemdziesięciu lat postanowił się nauczyć włoskiego. Bez sensu! Przecież samo dotarcie do Włoch zajęłoby mu z milion lat. O ile pamiętam, z trudem udawało mu się dowlec do Szkocji. Ciekawe, czy starzy ludzie lubią się uczyć języków z tego samego powodu, z którego lubią uprawiać ogródek. Pracy w ogródku nie widać końca, a człowiek nigdy nie ma poczucia, że zostawił to za sobą. [s. 197]
P.S. Książkę widziałam ostatnio w matrasie za 9.90 zł.
Komentarze
Grodzieńską czytałam po wielokroć i za każdym razem z dużą ochotę:-) Masz rację, nieco są te książki podobne...
Kasiu,
no, niestety - umarła...
http://advancedstyle.blogspot.com/
Grendella