Przejdź do głównej zawartości

Helen Brown. Kleo i ja.


Wydane przez
Wydawnictwo Nasza Księgarnia

"Kleo i ja" to historia na tyle niejednorodna w przekazie, by zacząć się zastanawiać kto komu uratował życie - kot ludziom, czy ludzie kotu. To historia wielu wspólnie spędzonych lat, podczas których przyjaźń człowieka ze zwierzęciem przechodziła najróżniejsze fazy, by wreszcie ugruntować się w stałą, mocną więź. To historia, przy której można się śmiać i trzeba płakać.

Helen Brown, wraz z mężem i dwoma synami, mieszkała na zboczu wyrastającym znad morza. Jej mąż pływał, a ona sama pracowała w domu współpracując z miejscową gazetą. Ich synowie, jak większość dzieci, byli absorbujący, chętni do sprzeczek, nieco o sobie zazdrośni, aż do chwili, w której wymarzyli sobie kota (jako uzupełnienie rodziny składającej się z czworga ludzi i psa). Nie chcę pisać w jaki sposób i kiedy Kleo trafiła do domu Helen, bo zdradziłabym zbyt wiele, ale ważne jest, iż mała kotka rujnując wyposażenie domu pani Brown jednocześnie podbijała jej serce.

Ilekroć czytam książki o zwierzętach zastanawiam się na ile uda się unikać tkliwości i afektacji w tego typu publikacjach i za każdym razem łapię się na myśli, że to szalenie trudne. Książka Helen Brown też nie jest wolna od momentów, w których łzy staja w oczach. I choć może nie do końca spowodowane jest to formą w jakiej historie Kleo przedstawia autorka, jest w tej opowieści coś takiego, co każe podziwiać bohaterkę, jej nieznośną kocią przyjaciółkę i wzajemną relację jaka je połączyła.

Dla mnie kociolubnej lektura doskonała. Serdecznie zachęcam do książki słowami z dedykacji: Dla tych, którzy twierdzą, że nie są kociarzami, choć w głębi serca wiedzą, że to nieprawda.

Komentarze

Niedawno ją wygrałam i czeka w swojej kolejce, a dedykacja doskonale pasuje do mnie ;) Pozdrawiam.
Unknown pisze…
Najpierw urzekła mnie okładka, a teraz Twoja recenzja utwierdziła w przekonaniu, że muszę ją przeczytać.
P.S. Książki o zwierzętach są specyficzne, ale czy nie za to je kochamy? :)

Pozdrawiam serdecznie!
dofi pisze…
Przyłączam się do klubu kociolubnych. Moje dzieci również nie przejdą obok tej książki bez emocji - takie okładki wywołują u nich szał radości. A ja się skupię na treści...
Monika Badowska pisze…
Właśnie za to:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe