Wydane przez
Wydawnictwo Muza
Czasami jest tak, że pewnie książki czekają na naszą uwagę, bo muszą. Bo trzeba nam, by trafiły w czas im jak najlepszy. Tak było u mnie z "Nieznośną lekkością...; stała pomiędzy innymi książkami spokojnie oczekując chwili, w której wezmę ją do ręki. Wzięłam i przyznam - poranne podczytywanie przy kawie o mało co nie spowodowałoby spóźnienia do pracy.
Coraz mocniej fascynuje mnie postać Irene, matki Bertiego. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że trudno obdarzyć ją sympatią, ale podziwiam konsekwencję Autora w tworzeniu tej postaci. Wszelkie postmodernistyczne idee, przejaskrawione na ile można, pewność siebie podparta tymiż właśnie ideami, całkowity brak zgodności z rzeczywistością i pragnieniami najbliższych to chyba dość dokładny portret kobiety, o której mowa. McCall Smithowi udało się idealnie odtworzyć emocje jakie dziecko odczuwać może wstydząc się swojej matki.
Kolejnym, opartym na emocjach bohaterów, elementem budzącym moją ciekawość jest bliskość nowo poślubionych małżonków. I nie mówię tu o bliskości fizycznej, a o mentalnym przekształceniu się z "ja" w "my". Wzajemna obcość, skrępowanie oparte na podbudowie tego, że od słów "biorę sobie ciebie za żonę/męża" nie przybywa nam znajomości drugiej osoby w zestawieniu z wyimaginowanym obrazem tego, co się w małżeństwie powinno, znakomicie zaprezentowane zostało przez Autora na przykładzie Matthew i Elspeth.
Oczywiście, w tym tomie spotykamy też innych bohaterów cyklu "44 Scotland Street", ale ci opisani przeze mnie powyżej, tym razem, zaciekawili mnie najbardziej.
Miłośnikom prozy Alexandra McCalla Smitha nie trzeba chyba dodatkowych zachęt, by sięgnąć po "Nieznośną lekkość maślanych bułeczek". A tych, którzy jeszcze nie rozsmakowali się w książkach Szkota, serdecznie namawiam, by zajrzeli do kreowanego przez niego świata.
Komentarze