Przejdź do głównej zawartości

Kard. Christoph Schönborn. Cel czy przypadek?

Wydane przez
Wydawnictwo Jedność

Kardynał Christoph Schönborn pisze o ewolucjonizmie i o tym, że ewolucjonizm wcale nie jest jedynym sposobem podejścia do kwestii takich jak powstanie świata czy istnienie lub nieistnienie celu wszystkiego, co jest. Schönborn, rzecz jasna, broni teleologii (podkreślam, że piszę o teleologii, a nie o teologii) i pokazuje, że światopogląd, w którym mieści się stanowisko teleologiczne jest całkiem porządnym światopoglądem. Pisząc o wierze w ciągłe stwarzanie Schönborn stwierdza: Nie da się jej udowodnić, chyba jednak można pokazać, że taka wiara nie stoi w sprzeczności z rozumem. [s. 71]

Książka Schönborna nie jest książką, która udowadnia - tak to ujmę - prawdziwość poglądu chrześcijańskiego, podobnie jak "Pięć dróg" św. Tomasza z Akwinu nie jest dowodem na istnienie Boga. Tomasz napisał swoje "Quinque viae" przede wszystkim dla ludzi wierzących w Boga, podobnie Schönborn swoją książkę napisał głównie dla chrześcijan, co podkreślił w podtytule: "Dzieło stworzenia i ewolucja z punktu widzenia racjonalnej wiary".

Dla mnie najważniejsze w książce jest to, w jaki sposób autor rozumie pojęcie ewolucjonizmu. Otóż ewolucjonizm dla Schönborna jest nie tyle stanowiskiem uznającym teorię ewolucji biologicznej, ile światopoglądem. Schönborn pisze: Sam Darwin, ale przede wszystkim jego promotorzy, którzy by tak rzec, stworzyli "darwinizm", nadali jego teorii zdecydowanie charakter światopoglądu. [s. 21] A słowa Juliana Huxleya o tym, że "w myśleniu ewolucyjnym nie ma potrzeby i nie ma już miejsca na to, co nadprzyrodzone" Schönborn komentuje tak: Moim zdaniem nie jest to teza z obszaru nauk przyrodniczych, lecz odzwierciedla pewną filozofię, światopogląd. [s. 23]

To, że ewolucjonizm jest nie tyle teorią naukową, ile elementem światopoglądu i że jest wspierany instytucjonalnie, znakomicie pokazał Steve Fuller w książce "Nauka vs religia?" Teraz zacytuję samą siebie - to jest fragment z recenzji książki Fullera
Bardzo ważnym rozdziałem książki jest rozdział czwarty zatytułowany "Ameryka jako prawne pole bitwy", w którym Fuller pokazuje, w jaki sposób zwolennicy TIP (teorii inteligentnego projektu) są dyskryminowani, między innymi poprzez wyroki sądowe. Fuller zeznawał jako ekspert w słynnym procesie Kitzmiller vs Dover Area School District. Była to pierwsza sprawa sądowa, która rozstrzygała, czy Teoria Inteligentnego Projektu może być nauczana w szkołach średnich. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że Fuller, zadeklarowany naturalista, był świadkiem obrony, który miał za zadanie obalić argumenty powoda. Mówiąc inaczej - Fuller miał wykazać, że zakaz nauczania TIP jest niezasadny. Oczywiście (bo w dzisiejszych czasach jest to oczywistością) strona, której ekspertem był Fuller, przegrała, a sam autor pisze o tym tak:

Jego [sędziego prowadzącego sprawę] rozumowanie było oparte na decyzji amerykańskiego Sądu Najwyższego w procesie Edwards vs Aguillard, definiującej rozgraniczenie nauki od religii w kategoriach motywu, a nie metody. Różnica jest istotna, mimo że kreacjonizm i TIP nie spełniają - na razie - kryteriów ani z McLeana, ani z Edwardsa. Gdybyśmy oceniali teorie naukowe przede wszystkim pod kątem motywów ich propagatorów, to wiek czy pół wieku temu (a niektórzy powiedzieliby, żę nawet teraz) nie moglibyśmy uznać darwinizmu za naukę, ponieważ jego piewcami kierowały uprzedzenia klasowe, rasizm i seksizm.

W artykule "Twarde jądro ewolucjonizmu" Kazimierz Jodkowski cytuje fragment tekstu Michaela Ruse'a - tekst jest zatytułowany "How evolution became a religion. Creationists correct?: Darwinians wrongly mix science with morality, politics" i został opublikowany w National Post; angielska wersja jest tutaj
Pamiętam nadal spory w gmachu sądu Arkansas z jednym z najbardziej znanych literalistów (obecnie ogólnie znanych jako kreacjoniści). Duane T. Gish, autor bestsellera Evolution: The Fossils Say No!, był gorzko oburzony za to, co odczuwał za bezpodstawne poczucie wyższości zakładane przez nas ze strony nauki. 
- Doktorze Ruse - rzekł p. Gish - kłopot z wami, ewolucjonistami, polega na tym, że po prostu nie gracie uczciwie. Chcecie powstrzymać nas, ludzi religijnych, od nauczania naszych poglądów w szkołach. Ale wy, ewolucjoniści, jesteście tak samo religijni, tylko na wasz sposób. Chrześcijaństwo mówi nam, skąd się wzięliśmy, dokąd idziemy i co powinniśmy robić w międzyczasie. Żądam od pana, by pokazał pan jakąkolwiek różnicę po stronie ewolucjonizmu. Mówi on wam, skąd się wzięliście, dokąd zmierzacie i co powinniście robić w międzyczasie. Wy, ewolucjoniści, macie swojego Boga, a nazywa się on Charles Darwin.
Wówczas raczej bagatelizowałem to, co p. Gish mówił, ale rozmyślałem nad jego słowami podczas powrotnego lotu do domu. I myślę nad nimi odtąd. Rzeczywiście, kierowały one większością mojego badania przez ubiegłe dwadzieścia lat. Może to być heretyckie, co powiem - i wielu moich przyjaciół uczonych przywiązać mnie do stosu i podłożyć ogień pod zgromadzone wokół drewno - myślę teraz, że kreacjoniści w rodzaju p. Gisha mieli absolutną słuszność w swojej skardze.
Ewolucjonizm jest propagowany przez ewolucjonistów jako coś więcej niż tylko nauka. Ewolucjonizm jest rozpowszechniany jako ideologia, jako świecka religia - jako dojrzała alternatywa dla chrześcijaństwa, dająca sens i moralność. Jestem zawziętym ewolucjonistą i byłym chrześcijaninem, ale muszę przyznać, że skarżąc się - a p. Gish jest tylko jednym z wielu, którzy to czynią - literaliści mają absolutną rację. Ewolucjonizm jest religią. Było to prawdą o ewolucjonizmie na początku i jest prawdą o ewolucjonizmie nadal dzisiaj. 
Schönborn pokazuje to wszystko, o czym piszą Fuller i Ruse, ale pokazuje nie tylko to. Ciekawie pisze o neoliberalizmie i o tym, co nazywa pedagogiką fitness; jeden rozdział poświęcił kwestii teodycei. W paru miejscach robi błędy, nawet jeśli przyjąć, że czytelnikiem książki jest prawdziwie wierzący chrześcijanin. Błędne jest chociażby to twierdzenie: Ponieważ Bóg stwarza ze swej suwerennej wolności, dlatego obdarza swoje stworzenia prawdziwą samodzielnością. [s. 41] W stwierdzeniu tym nie ma wynikania, które chciałby tu widzieć autor.

W sumie Schönborn napisał dobrą książkę, wykazał się znajomością tematu, dużą erudycją. Być może ktoś powie, że poruszył zbyt wiele kwestii, że prowadzi czytelnika po zbyt wielu obszarach, co sprawia, że książka jest nierówna. Z pewnością znajdą się tacy, którzy tak powiedzą, ale znajdą się i ci, którzy tak nie powiedzą :-)

P.S. Jako lekturę uzupełniającą polecam te artykuły:

Komentarze

Pisany inaczej pisze…
To jest dopiero recenzja. Bardzo mi się podoba Twje rozwinięcie tematu i wybieg poza książkę.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe