Zanim obejrzałam film usłyszałam, że różni się - i to na niekorzyść - od książki. Ciekawość jednak zwyciężyła i cieszę się, że tak się stało. Owszem, film różni się od książki, ale wcale nie jest od książki gorszy.
To, co w książce istotne, w filmie jest pokazane w sposób mniej oczywisty. Pominięty został wątek śmiertelnej choroby, ale zmarła mama wciąż jest z rodziną Mee. Z racji obrazu filmowego pewne rzeczy wyglądają ładniej niż wyglądały w książce, są mniej dramatyczne, ale takie już prawo X Muzy.
Dwie godziny filmu to czas na to, by odnaleźć w sobie bogaty wachlarz emocji; od śmiechu po łzy.
P.S. Wywiad z Benjaminem Mee na temat filmu.
Komentarze
polecam też książkę:-)