Wydane przez
Wydawnictwo W.A.B.
Lubię serię Biosfera i cieszy mnie każda kolejna ukazująca się w niej książka (1, 2, 3, 4). Najnowsza historia opowiada o ptakach - przede wszystkich krukowatych.
Niewiele wiem o ptakach. Wszystko to, co przekazuje nam stereotypowe patrzenie na nie, nie zachęca do zainteresowaniem pierzastymi. Moje patrzenie na ptaki zmieniło się nieco po tym, jak przez jakiś czas odwiedzałam je jako wolontariuszka w ogrodzie zoologicznym. Zobaczyłam wówczas jak cieszą się z obecności opiekuna, jak zaczepiają, zachęcają do interakcji, nasłuchują słów jakie się do nich wypowiada i doskonale wiedzą, kiedy przyjdzie się do nich na dłużej, a kiedy tylko na czas krótki, wystarczający do szybkiego posprzątania i zapełnienia talerzy. Nabrałam szacunku do ptaków.
Z zachwytem i olbrzymią fascynacją czytałam zapiski Esther Woolfson. Początki ptasiej historii zaczynają się od gołębnika i jego mieszkańców. Autorka cudnie pisze o tym, jak uczyła się życia ptaków, jak drżała, czy wszystkie jej gołębie wrócą do domu, a także bolesną chwilę, w której przekonała się, iż gołębie nie są jedynie łagodnymi stworzeniami.
Niemalże z wypiekami na twarzy czytałam historię Pyskacza i Kurczaka. Szczegóły były tak interesujące, że co chwila odczytywałam głośno fragmenty (Też zdarza się Wam czytać bliskim wyimki z książek?). To, w jaki sposób gawron i sroka koegzystowały z ludźmi, w jaki sposób Autorka nawiązała kontakt z obydwoma ptakami, jak one - ptaki o silnych osobowościach i równie silnym podleganiu prawom natury - dopasowały swoje życie do tego, że mieszkają w domu, stanowi porywającą opowieść.
Szybko zrozumiałam, jak bystry jest Pyskacz, jaki przenikliwy. Miałam wrażenie, ze nie spuszcza nas z oczu. Choć nie mogę powiedzieć, że poddawał się rodzicielskiej dyscyplinie, postępował tak, jakby wiedział, że powinien. Mnie i Davidowi okazywał coś w rodzaju szacunku - należnego osobom starszym - natomiast z Han od razu nawiązał zupełnie inne stosunki, jakby była jego trochę denerwującą siostrą, z która można, a wręcz należy kłócić się i przekomarzać. [ss.198-199]
Autorka pisze w taki sposób, że odczuwałam przyjemność podążania za nią. Dowiedziałam się, że ptaki (podobnie i koty) wygrzewając się na słońcu gromadzą witaminę D. Drżałam z niepokoju, gdy nad gołębnikiem Esther Woolfson pojawiał się krogulec. Uśmiechnęłam się życzliwie czytając, że Autorka dowiedziawszy się jak mówią polskie gołębie, poszła do swoich ptaków, by posłuchać, czy znają polski. Ze zdumieniem czytam o wielu faktach dotyczących funkcjonowania ptasich rodzin, o których bez tej książki pewnie bym nie wiedziała. I kolejny zysk - odkrywam kolejne, warte przeczytania książki ot, choćby jak ta: "Rozmawiał z bydlątkami, ptakami i rybami." Konrada Lorenza.
Nagle stałam się członkiem wielkiego bractwa, a może nawet mafii, wżeniłam się w obcą rodzinę królewską, zawiązałam ważny dynastyczny sojusz. I wtem coś sobie uświadamiam. Nigdy nie będę sama - w niemal każdym zakątku Ziemi znajdę przynajmniej jedną przyjazna istotę, która sprawi, że poczuję się jak w domu. [s. 311].
Pozostaję pod urokiem historii opowiedzianych w książce "Corvus".
Komentarze