Duszka jest kotem bardzo osobnym. W zasadzie nie zdarza się jej domagać pieszczot, a brana na ręce wykazuje tylko odrobinę cierpliwości. Dotyka nas tylko wówczas, gdy przychodzi budzić lub gdy to my, niejako "na siłę" chcemy ją poprzytulać lub poczynić niezbędne zabiegi zdrowotno-higieniczne. Od kilku dni mamy jednak w domu gościa, który najbardziej z naszych czterech ko-córek ukochał sobie Duszkę. I oto kocinka jest brana na ręce po wielokroć w ciągu dnia, co więcej - łaskawie pozwala się brać, a podczas przytulania ona i nasz gość szepczą sobie różne rzeczy przyjemnie zjednoczeni wzajemną sympatią.
Nusiowy nosek kilka dni temu zmienił wygląd. Podejrzewaliśmy, że to zadrapanie, ale na wszelki wypadek pojechaliśmy do doktora. Dała się spokojnie obejrzeć panu doktorowi (zupełnie inaczej niż nam w domu) i okazało się, że co do powstania ranki na nosie nie można mieć pewności, więc dostaliśmy maść. Niestety, jedno z oczek Nusi (to, które we wczesnym dzieciństwie Nusia miała stracić) miewa się nieco gorzej, naczynia krwionośne zaczęły wzrastać w rogówkę. Mam wyrzuty sumienia, że nie zaglądałam jej w to oko tak dogłębnie jak zrobił to doktor, bo może wówczas odkrylibyśmy nieprawidłowość wcześniej? Na razie, trzy razy dziennie, zakraplamy oko, a w poniedziałek jedziemy na wizytę kontrolną.
Gusia znów śpi na mnie. Układa się w pozycji na kokoszkę na moim krzyżu i śpi tak całą noc, co daje taki skutek, że rano mam problem z podniesieniem się z łóżka. Pięciokilogramowy nacisk na plecy przez kilka godzin wywołuje protest mojego kręgosłupa. Pewnie mogłabym kota przegnać, ale mam na tyle mocny sen, że gdy już usnę, nic nie czuję, a o ułożeniu się Gusi na moich plecach dowiaduję się albo od Z., albo w chwili dzwonienia budzika (Gusia wówczas zniesmaczona schodzi ze mnie).
Sisi zaaprobowała Nusię koło siebie podczas spania, co bardzo nas cieszy. Czasami zdarzały im się próby sił - mentalne lub fizyczne, na szczęście ostatnio jest ich jakby mniej. Poza tym Sisuleńka wciąż dzierży władzę w domowym stadzie i nic jej z pozycji królowej nie jest w stanie zepchnąć. Codziennym rytuałem jest już to, że gdy tylko siadam Sisi wskakuje na moje kolana, ociera się o moją twarz głową i potem, mrucząc donośnie, pozwala oddać sobie hołd, poprzez głaskanie i mówienie czułych słówek.
U Lusi, jak donoszą wieści e-mailowe, wszystko dobrze. Zaprzyjaźnili się z Szymkiem tak bardzo, że ten jest w stanie podzielić się z młodszą koleżanką swoim skarbem - kapsułką tranu. Prawda, że to szczęście?
Komentarze
gusia wie ,żre kręgosłup trzeba Ci trochę podleczyć,co skwapliwie czyni,
Ważne, że lekarz zauważył i można leczyć, więc trzymam kciuki :)
bo mam wyrzuty sumienia, że nie piszę częściej;-)
No, może i tak;-)
Barbarko,
dziękujemy:-)
O oczku Nusi w następnym wpisie.