W klinice z rentgenem możemy zjawić się dopiero w środę i to bez gwarancji, że nasz przyjazd równał się będzie zrobieniu zdjęcia. Poza tym zdjęcia robione są zawsze po premedykacji, a to sprawia, że zaczynamy myśleć o tym, jak bardzo jest to niebezpieczne dla Nusi. Na razie obserwujemy koci nos.
Po raz pierwszy od bardzo dawna byłam dziś w schronisku. Na chwilę, w innej niż kocia sprawa. Dobrze jest widzieć, że klatki w części poświęconej kwarantannie w większości są puste. Niestety nie wszystkie. Jedną z nich zajmuje kotek zwany pieszczotliwie "Pchlarzykiem"; to powinno dać Wam obraz tego w jakim był stanie, kiedy zjawił się w schronisku. Dziś już nie ma pcheł, ale wciąż wymaga pracy - trzeba go wykąpać, wyczesać, zakraplać oczy, odrobaczyć i zaszczepić. Jest maleńtasem, ale mimo tego, że ludzie szukają małych kotów (a nie jest to sezon na małe kotki) nikt nie zdecydował się przez trzy tygodnie na to, by go przygarnąć. Pewnie w domu tymczasowym nabrałby uroku, ale domu tymczasowego też nie ma.
Może ktoś?
Dziś mam wyjątkowo senny dzień, a wraz ze mną śpi Nusia. Zwinęła mi się na brzuchu w kłębuszek i tak przespałyśmy chyba z godzinę. Jak dobrze mieć koty...
Rano Gusia, Nusia i Sisi domagały się wyjścia na balkon. Były dzielne - wytrwały tam około 5 minut. Natomiast wczoraj po powrocie z balkonu Gusia od razu wskoczyła na kaloryfer. Miło widzieć jak ko-córki są czyms tak bardzo zaaferowane jak tym, że na dworze jest zimno.
Komentarze
No dziś (czyli jutro), już niedziela, ale ja z kolei łapię się na tym, że sobota... ;).
mam nadzieję:-)
Abigail,
mnie też.
http://niekochane.com.pl zapraszam na swojego bloga o moich tymczasach z katowickiego schroniska:)
dobry blog:-)
Malec znalazł dom tymczasowy u jednej z wolontariuszek:-)