Przejdź do głównej zawartości

Mika Waltari. Chiński kot.


Wydane przez
Wydawnictwo Bona

Pewien młody kot mieszkający nieopodal Błękitnej Rzeki zasłyszał rozmowę Manda-rynów. Zdumiał go wielce przedmiot rozmowy, bo Manda-ryni opowiadali o państwach, które nie są Chinami, rzekach, które nie są Błękitną Rzeką i o wielu innych miejscach, które nie są miejscami znanymi bohaterowi opowieści. Kot zamyślił się i zatęsknił za nieznanym. A gdy dostrzegł statek zmierzający ku morzu wskoczył na niego i tym jednym skokiem wyruszył w długą, pełną przygód i pouczającą podróż.

Interpretacji tej historii może być wiele. Pierwsza i najprostsza - to opowieść o podróżującym kocie.   Kolejna sugerować może, iż jest to literackie zobrazowanie przekonania, że dobrze jest wracać do domu. Trzecia i ta, która mnie odpowiada najbardziej, choć wydawać się może nadinterpretacją w kontekście tego, że "Chiński kot" jest książką dla dzieci, stanowić będzie metaforę życia ludzkiego. 

Chiński kot, inteligentny i z natury skromny, dąży do zaspokojenia ciekawości świata, wkracza w ów świat odważnie i jednocześnie z pokorą. Wyrusza w nieznane, opierając się tylko na tym, co zasłyszał. Wędruje zmagając się z niebezpieczeństwem, głodem, gnany pragnieniem Poznania. Ciekaw nowych kultur, nowych postaci docenia to z czego się wywodzi. Poznawszy ocenia, co ważne i z ulgą powraca do domu, by zaznać spokoju.

Nie ma bowiem na świecie zajęcia bardziej uszczęśliwiającego niż siedzenie nad rzeką, snucie marzeń i ssanie dużego palca u nogi. Do tego potrzebne jest jednak osiągnięcie szczególnego stanu ducha zrodzonego dzięki długotrwałym rozmyślaniom i spożywaniu kwiatu lotosu - i nie każdy jest w stanie posiąść ten wyższy rodzaj szczęścia. Udaje się to tylko duszom szczególnie leniwym i spokojnym, które wzniosły się ponad wszystkie walki i dążenia tego świata. [s. 43]

Komentarze

Wszystkie interpretacje mogą być i w sumie pewną mądrość można z tej książeczki wyciągnąć, tylko jak dla mnie to ona ma zasadnicze błędy w konstrukcji i jest dość dziwnie rozwiązana fabularnie. Za to obrazki - bajeczne:)
Kasiek pisze…
wydaje mi się że chciałabym dostać w swe lapki tą książkę. Koty kocham, a ksiazki z obrazkami mimo słusznego wieku też :D
Hanna pisze…
Chciałabym przeczytać! :D Kocham koty, a ta książeczka chociaż przeznaczona z pewnością dla młodszych czytelników, może być ciekawa również dla starszych! :)
Pozdrawian
Monika Badowska pisze…
Zacofany.w.lekturze,
hm, no widzisz... Ja właśnie jakoś nie gustuję;-)

Kasiek,
zachęcam:-)

Bishoujo,
może - potwierdzam;-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...