Dziś Z. postanowił zrobić kotom święto drapieżnika. Celem tegoż święta zakupił serduszka. Po przyjściu do domu postawił torby z zakupami na kuchennej podłodze (koty muszą, no wiecie, muszą obwąchać) i poszedł odwieszać kurtkę i takie tam. Ja - zajęta rozpakowywaniem tego, co z kupionych rzeczy trafić powinno do łazienki - dopiero po pewnym czasie mijałam kuchnię. Katem oka zauważyłam Nusię i Lusię wpatrujące się intensywnie w jakiś punkt na podłodze, niezbyt oddalony od jednej z toreb. Zaciekawiło mnie to i gdy przyjrzałam się dokładniej zobaczyłam, że worek, w którym schowane były serduszka jest rozerwany, a jednym serduszkiem próbuje się poczęstować Lusia. Mały kot to i pyszczydełko małe, więc szło jej opornie. Gdy tylko Lusia upuszczała serduszko próbowała się nim zająć Nusia. Gdy tylko Nusia próbowała złapać serduszko Lusia czuła gwałtowną potrzebę zjedzenia tegoż i błyskawicznie przytrzymywała zdobycz zębami warcząc groźnie jak tylko małe koty umieją (vide mały kot Simona).
Oczywiście, nie zabrałam kotom pożywienia; zawołałam Z., żeby to on był tym niedobrym;-)
I popłakałam się ze śmiechu.
Komentarze
Ja ze dwa dni temu jak nigdy kupiłam kotom wątróbkę dla odmiany (tym bardziej że mojej mamy kot ją uwielbia)
Dałam moim kotom i zero zainteresowania,dałam "pocztowej" kici i też wolała mięsko -wątróbkę zostawiła na czarną godzinę :))_
Miały niezłą rozrywkę z tym serduszkiem i Ty też :-)))
Dzielnie asystują podczas oprawiania mięsiwa :)
Wątróbka została z kolei przez darmozjady jedne zakwalifikowana jako coś, czym szanujący się kot podniebienia nie zhańbi...
PS. Poprzedni post - wykasowany - był moim dziełem. Się nie przelogowałam, przepraszam :)
Galisia nie lubi, ale Timoteusz uwielbia wołowe serducho. My siekamy i mrozimy (podobnie jak wołowinkę).