Przejdź do głównej zawartości

Tony Judt. Żle ma się kraj. Rozprawa o naszych współczesnych bolączkach.

Wydane przez
Wydawnictwo Czarne

O czym jest ta książka, to pokazuje tytuł. Judt zaczyna od stwierdzenia, że „w naszym obecnym sposobie życia jest coś głęboko błędnego” i wyjaśnia, co ma na myśli: „przez trzydzieści lat z dążenia do dobrobytu uczyniliśmy cnotę, a dziś nasze kolektywne poczucie celu sprowadza się już właściwie tylko do niego. Wiemy, ile rzeczy kosztują, ale nie mamy pojęcia, ile są warte”.

Ładnie powiedziane, a postawiony problem jest tyleż szeroki, co ważny. Kiedy czytałam tę książkę to na przemian zżymałam się na Autora i biłam Mu brawo. Irytowały mnie, dość licznie, swoiste niedoróbki. Judt pisze o „darmowym szkolnictwie” czy o „bezpłatnej opiece medycznej”. Moim zdaniem kto pisze w ten sposób, ten psuje język, niezależnie od tego, czy pisze jak pisze z tego powodu, że ma intencje namieszać ludziom w głowach, czy najzwyczajniej w świecie nie rozumie, że lekarze, pielęgniarki, nauczyciele, woźni w szkołach czy kierowcy karetek dostają pensje, że ktoś płaci za prąd, wodę, uiszcza czynsze, kupuje lekarstwa itd., a zatem nie ma darmowego szkolnictwa i bezpłatnej opieki medycznej.

W innym znowu miejscu Judt stwierdza, że „spośród wszystkich konkurencyjnych i tylko częściowo możliwych do pogodzenia celów redukcja nierówności powinna stać na pierwszym miejscu”, po czym pisząc w kontekście owej nierówności ubolewa nad tym, że „czy to w Delhi, czy w Detroit ludzie biedni i głęboko upośledzeni społecznie nie mogą oczekiwać sprawiedliwości”. Moim zdaniem trzeba by się mocno napracować nad udowodnieniem tezy, iż sprawiedliwość jest tożsama z równością; co więcej, uważam, że tego udowodnić się nie da.

Jest w książce wiele świetnych miejsc, a jeden z najlepszych tekstów Judt daje na początku, kiedy pisze o dzisiejszym sposobie życia, w którym jest coś głęboko błędnego:

„Nie patrzymy już, czy orzeczenie sądu lub akt ustawodawczy są dobre. Czy są sprawiedliwe. Czy pomogą zbudować lepsze społeczeństwo albo lepszy świat. Kiedyś to właśnie były pytania polityczne, nawet jeśli brakowało na nie łatwych odpowiedzi. Znowu musimy nauczyć się je zadawać.”

Moim zdaniem Judt ma rację i aż się prosi w uzupełnieniu tego, co stwierdza Judt, przytoczyć słowa Bernarda Cricka zaczerpnięte z jego książki „W obronie polityki”:

„Starając się zatem zrozumieć wielość form rządów, spośród których tylko jedna jest polityczną, szczególnie łatwo jest wziąć retorykę za teorię. Stwierdzenie, że sprawowanie każdej władzy wymaga działań politycznych, jest albo figurą retoryczną, albo wyrazem zamętu w głowie. Dlaczego na przykład nazywać "polityką" walkę o władzę, skoro jest to tylko walka o władzę?”

Na koniec taka uwaga – mnie Judt bardzo przypomina Naomi Klein, autorkę „No Logo” i „Doktryny szoku” – często daje kapitalne diagnozy, ale jeśli chodzi o recepty, to… Powiem tak – te recepty są znakomitym punktem wyjścia do naprawdę ważnych dyskusji.

Komentarze

Chihiro pisze…
Zwrócę uwagę tylko na kwestię bezpłatności opieki medycznej czy szkolnictwa. Otóż to, co Judt miał na myśli, pisząc o tym, że w pewnych krajach te usługi są bezpłatne, a w innych nie, to fakt, że w pewnych krajach istnieje dla obywatela dostęp do państwowej opieki medycznej, za którą nie musi płacić (tak jest np. w Wielkiej Brytanii), podczas gdy w innych państwowej opieki medycznej nie ma - trzeba płacić za każdą wizytę u lekarza lub opłacać ubezpieczenie zdrowotne. Ze szkołami bywa podobnie - w Polsce moi rodzicie nie musieli płacić za moją naukę w szkole podstawowej (oczywiście część podatków szła na szkolnictwo, ale to były zapewne znikome kwoty), w RPA - musieliby płacić za każdy rodzaj edukacji od pierwszej klasy. Nie chodziło mu o to, czy praca nauczycieli i lekarzy jest wolontaryjna czy nie, ale czy i ile obywatel musi za dane usługi płacić, a ile łoży za niego państwo.
Monika Badowska pisze…
Chihiro,
zapytam najprościej jak się da - skąd się biorą te pieniądze, które idą na państwowe szkoły i państwową opiekę medyczną? Pytanie drugie - na metapoziomie: skąd państwo ma jakiekolwiek pieniądze?
Chihiro pisze…
Przede wszystkim z podatków i inwestycji. Ale nie o to chodzi, czy obywatel płaci czy nie płaci podatki! Weźmy takie RPA, gdzie obywatel płaci podatki, państwo ma pieniądze, a i tak za szkołę czy opiekę medyczną trzeba płacić dodatkowo. W Wielkiej Brytanii za opiekę medyczną NIE trzeba płacić dodatkowo - o to chodziło Judtowi. Bezpłatna znaczy tyle, co pokrywana w całości z budżetu państwa (który tylko po części bierze się z podatków). Nie bardzo rozumiem, jak możesz nie rozumieć, o co dokładnie autorowi chodziło...

Wydaje mi się też, że za wiele oczekujesz od autora, który nie pisał tej książki osobiście, a dyktował ją, nie mając osobistego dostępu do źródeł i co noc budował w głowie zdania, które następnie kazał spisywać asystentce. Normalne jest, że pewnie kwestie w takich warunkach zostają uproszczone, że zastosowane są skróty myślowe, ale one są jasne do odszyfrowania.
wyrus pisze…
>Chihiro

"W Wielkiej Brytanii za opiekę medyczną NIE trzeba płacić dodatkowo - o to chodziło Judtowi. "

A to ci dopiero! Judt książkę napisał, wydawnictwa ją wydały, a tu się okazuje, że do tego wszystkiego konieczna jest egzegeza tekstu przeprowadzana przez blogera. No cuda na kiju :-))

***

"Bezpłatna znaczy tyle, co pokrywana w całości z budżetu państwa (który tylko po części bierze się z podatków)."

A, czyli jednak "pokrywana", czyli ktoś płaci. To po co pisać, że bezpłatna?

***

"nie pisał tej książki osobiście, a dyktował ją, nie mając osobistego dostępu do źródeł"

A do jakich to źródeł musi mieć dostęp człowiek z wielką erudycją żeby się dowiedzieć, iż nie ma darmowych obiadów???

***

"nie pisał tej książki osobiście, a dyktował ją"

Bełkot. Przecież nie było tak, że Judt podyktował tekst asystentce, asystentka pobiegła do punktu ksero, tekst powieliła w wielu egzemplarzach, zbindowała i zaczęła sprzedawać jako książkę. Są jeszcze instytucje takie, jak wydawnictwa, a w nich pracują korektorzy, redaktorzy itd. Nie ma żadnego powodu, żeby nie wydawać dobrych książek i książka Judta jest dobrze wydana, także w Polsce przez "Czarne", natomiast widać wyraźnie, że żaden reżim wydawniczy nie ma zastosowania w przypadku Twoich tu wpisów :-))

Pozdro.
Chihiro pisze…
Wyrusie, dziękuję za kulturę wypowiedzi i takt w ocenie cudzych komentarzy. Szkoda, że Ciebie samej/samego nie stać na dodanie czegoś od siebie, a tylko krytykę innych.
Marcin P. pisze…
Chihiro,
tu nie chodzi o zrozumienie. Język nie jest neutralnym narzędziem opisu rzeczywistości i często wyraża wyznawaną ideologię, obraz świata lub w najlepszym razie pogląd na konkretną sprawę. Tylko czasami dzieje się to z pełną świadomością wypowiadającego. Tak jest m. in. w przypadku "bezpłatnej służby zdrowia" (ale też aborcji, praw mniejszości etc.). Dla Ciebie czy Judta jest to wyrażenie trafnie opisujące stan rzeczy, dla innych jest to zafałszowanie rzeczywistości, tym bardziej perfidne, gdyż z użyciem przymiotnika ("bezpłatna") o pozytywnej konotacji. W tym i podobnych przypadkach cała różnica zazwyczaj bierze się po prostu z odmiennych poglądów na daną kwestię. Sam uważam, że zrównywanie (także językowe) finansowania usług medycznych z budżetu państwa z całkowitą prywatyzacją służby zdrowia (bo przecież i tu, i tu ktoś płaci - powie wyrus) nie jest ok, ale właśnie dlatego, że sam mam generalnie pozytywny stosunek do "bezpłatnej służby zdrowia".
wyrus pisze…
>Marcin.P

"W tym i podobnych przypadkach cała różnica zazwyczaj bierze się po prostu z odmiennych poglądów na daną kwestię."

Super, ale jakiś stan faktyczny istnieje niezależnie od czyichkolwiek poglądów, a stan faktyczny w omawianej kwestii jest taki, że nie ma nic darmowego, bo ludzie za wszystko płacą. Zauważ, że ani razu nie dąłem oceny zjawiska w kontekście moralnym - nie napisałem, czy to dobrze, czy źle - stwierdzam tylko, że nie ma darmowych szkół, darmowych szpitali itd. Jeśli ktoś ma odmienne poglądy, tzn. uważa, iż istnieje darmowe szkolnictwo czy opieka medyczna, to po prostu bardzo słabuje intelektualnie i tyle.

Pozdro :-))
wyrus pisze…
>Chihiro

"dziękuję za kulturę wypowiedzi i takt w ocenie cudzych komentarzy. "

Bardzo proszę.
wyrus pisze…
>Chihiro

"Szkoda, że Ciebie samej/samego nie stać na dodanie czegoś od siebie, a tylko krytykę innych."

Dwa pytania:

1. Komu szkoda?

2. A moja krytyka innych to nie jest coś ode mnie? Jeżeli nie jest, to od kogo jest moja krytyka innych?

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...