W piątek zadzwonił telefon: - "Ja w sprawie koteczki, czy to jeszcze aktualne?". Zabrakło mi słów, nie wiedziałam co powiedzieć. W sobotę po drugiej pojawili się ludzie, którzy chcieli dać dom Tuńce. Zakoceni, z doświadczeniem, bardzo mocno spragnieni małego ruchliwego kota. Chcieli zabrać Tunię od razu, umówiliśmy się na niedzielę.
Za niedługi czas kolejny telefon - "A czy mogą nam Państwo przywieźć Tunię dziś?". Do szóstej, na którą się umówiliśmy nie umieliśmy sobie znaleźć miejsca. Zostawiając Tunię w dobrych rękach i wśród innych kotów wierzyliśmy, że małe_czarne szybko poczuje się w nowym miejscu swobodnie.
Nieco gorzej było z naszym samopoczuciem. Mały kot, będąc u nas zaledwie 6 tygodni, wpadł w nasze serca bardzo intensywnie. Wciąż łapiemy się na myśli, że Tunia to już by zajrzała do kubka z kawą, ugryzła Nuśkę w ucho, pogoniła Gusię i podszczypała Duszkę w łydki. Bardzo aktualny staje się tekst, którego użyczyła mi jedna z blogerek, a który widnieje w zakładce "Tymczasy".
Tunia wszystko je, wzorcowo korzysta w kuwety, wspina się po siatce założonej na okna, śpi z ludźmi, zaprzyjaźniła się z kocurem i gania kotki.
Szukając domu Tuńce zleciłam przez miau zrobienie 160 ogłoszeń w necie i wydrukowałam ogłoszenia, do których miałam dokleić wywołane zdjęcia. W papierze powiesiłam tylko jedno ogłoszenie - na kartce formatu a5 przykleiłam zdjęcie i dopisałam info, że Tunia szuka domu z numerem telefonu. To ogłoszenie zawisło na tablicy u naszego doktora weterynarii. I to jedno, jedyne papierowe ogłoszenie przyniosło efekt. Dodatkowym bonusem całej sytuacji jest to, że mamy blisko i do nowego domu Tunieczki, i do doktora, którego odwiedzają też ludzie Tuńki ze swoimi kotami.
Komentarze
I bądź tu domkiem tymczasowym.
Ja się nie nadaje.
Ale i tak jestem przystankiem od czasu do czasu,
Wszystko dobrze dla kotki, to rzadkie akurat takim opiekunom oddawać maluszka..