Pewnie czekacie na wieści dotyczące Tuni... Było tak. W środę odwiedzili nas gości zainteresowani adopcją małego_czarnego. Mili, sympatyczni, zakoceni i dobrze się z nimi rozmawiało. Wychodząc zadeklarowali, że kota chcą i poczekają aż ją zaszczepimy pierwszą szczepionką w najbliższym tygodniu. W czwartek popołudniu zadzwonili z prośbą, aby jednak nie brać ich pod uwagę, bo kota wezmą z innego miejsca. Miło, że zadzwonili, ale przyznam - zatchnęło mnie i nie wiedziałam co powiedzieć.
Mamy teorię, czemu sympatyczni S. i K. nie zdecydowali się na zabranie Tuni od nas. Otóż, gdy nas odwiedzili i S. usiadła na wersalce, tuż obok niej, na jej kurtce ułożyła się do snu wdzięcznie wyglądając Tunia. Nusia czując, że ci ludzie nie przyszli do nas ot tak sobie, przywędrowała, odsunęła torebkę S., usadowiła się obok Tuńki, wypucowała ją i położyła się koło niej, kładąc na niej łapki. Wizytę gości tak właśnie przespały... Myślicie, że to dobry powód?
Wczoraj udało mi się namówić Duszkę na sikanie do słoiczka, więc mogłam zawieźć próbkę do badania. Nie ma ciał ketonowych, wiec jeśli dobrze rozumiemy to, w czym się naczytaliśmy, Duszka ma ten typ cukrzycy, który nie reaguje na insulinę. Muszę znów poczytać mądre książki, żeby czymś sensownym wypełnić czas do wizyty u naszego doktora.
Od wczoraj mamy gości, takich na kilka dni. Sisi reaguje bodaj największą niechęcią na takie zmiany i żeby to zademonstrować przychodzi do mnie się przytulać. Pozostałym kotom zwiększona obecność ludzi nie sprawia kłopotu, a Tunię wręcz cieszy - więcej ludzi = więcej rąk do głaskania.
Wczoraj przed snem usłyszałam płacz. U nas płacze tylko Duszka, więc czym prędzej wyruszyłam na jej poszukiwania. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, iż Duszka poczęstowała się ciasteczkiem i niesie je w zębach skarżąc się, że jest za duże. Ciasteczko zabrałam, ale nie pomyślałam, że trzeba je schować na noc. I rano zobaczyłam coś, co wcześniej miało kształt owalny:
Oczywiście, nikt się nie przyzna do obgryzienia.
Dziś obudziły mnie dziwne dźwięki. Gusia leżała na krześle i wściekle machała ogonem, a Tunia próbowała podskoczyć na tyle wysoko, by ten ogon złapać. I jak tu nie mieć dobrego nastroju po takiej pobudce?:-)
Komentarze
:-)
moje by zwiały pod wannę :-)))
Po kwadransie Okampo wraca przez balkon i zaczyna się gonitwa.
Wstaję. Okampo do piwnicy. Pies za ucho na kanapę.
Kwadrans po piątej Róża wypuszcza Okampiaka. Aby doleżeć do 6, trzymam Okampa w łóżku. Ten koniecznie stara się polizac mnie po gębie. Róża zaczaja się pod łóżkiem i próbuje z doskoku polizać kota.
Pozostali domownicy śpią w najlepsze.
Usypiam na chwilę. Okampo zrzuca butelkę wody mineralnej z parapetu i z niezwykłym hałasem kula ją po podłodze.
Róża ściga Okampiaka! Okampiak buja się na firanie!
To dopiero przebudzanka!
W ciemnościach tylko żółte ślepka małego kotka i psie przekleństwa!
Tuni to obojętne, a Nusia musiała pilnować Tuni. Reszta miała gości w nosie;-)
Abigail,
mam nadzieję:-)
Jacku,
:-D U nas tylko czasami Duszka staje za mną i albo głośno ciamka, albo dotyka mnie łapką, żebym już wstawała;)
Chyba muszę dookoptować jeszcze jednego kociokwiczeniaka.
bo u mnie są Panienki:-D