Przejdź do głównej zawartości

Keith Donohue. Aniołowie zniszczenia.


Wydane przez
Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz

Kiedy ponad trzy lata temu przeczytałam pierwszą powieść Keitha Donohue'a długo pozostałam pod jej urokiem, dziwnym, niepokojącym, ale jednak urokiem. Kilka dni temu w jednej z internetowych księgarni trafiłam na kolejną książkę amerykańskiego pisarza, która - co zasmuca - pojawiła się na rynku niemalże niezauważona.

Margaret Quinn jest matką, której dziecko uciekło z domu. Mija ponad dziesięć lat odkąd pani Quinn straciła Ericę. Gdy na progu domu samotnej kobiety pewnej nocy pojawia się chudziutka, zaniedbana dziewczynka Margaret przygarnia ją i zaczyna przedstawiać wśród sąsiadów jako swoją wnuczkę. Czy jednak Norah może zostać z  wdową Quinn? Kto przysłał dziewczynkę do tego opustoszałego domu i po co?

Powieść "Aniołowie zniszczenia" pochłonęła mnie na cały wieczór i kolejny poranek. Smakowałam przepiękne słowa (chwała tłumaczce), przyglądałam się zawiłym relacjom emocjonalnym łączącym bohaterki książki, próbowałam dociec jaką rolę odgrywają Anioł i Cień.

Cienie drzew przemykały ukradkiem po jej twarzy, a plamy październikowego słońca wygładzały rysy, tańcząc na zamkniętych oczach i rozchylonych ustach, tak, że zdawała się dwuwymiarowa, płaska i nierzeczywista. [s. 161]

Donohue pisze w sposób nieoczywisty. Posługuje się niedopowiedzeniami, pozostawia wiele miejsca dla wyobraźni i przekonań czytelnika. Autor udostępnia nam swój pomysł, oddaje fabułę naszym myślom, pozwala uczestniczyć w tworzeniu ostatecznej wymowy powieści w stopniu o wiele mocniejszym niż inni pisarze. Lektura staje się przygodą i to przygodą, w którą ma się chęć wkroczyć ponownie.

P.S. Ciekawa jestem, kto wyda w Polsce trzecią powieść autora. 

Komentarze

Paideia pisze…
Na regale stoi u mnie "Skradzione dziecko", ale do tej pory miałam opory przed sięgnięciem do tej książki. Chyba czas najwyższy strzepać z niej kurz :)
Kinga pisze…
Nie dalej jak wczoraj poszukiwałam informacji o tej książce a tu proszę, recenzja :)
Okładka typowa dla Albatrosa :) W ogóle lubię książki tego wydawnictwa, może nie jestem obiektywna, wszak wydają i Puzo i Cobena i King`a... :)
Avo_lusion pisze…
Muszę przyznać, że cytat mnie zachwycił, tak jaki i okładka :)
Monika Badowska pisze…
Paideio,
koniecznie!:-)

Kingo,
cieszę się, że moje pisanie Ci się przydało:-)

Avo_lusion,
:-)
Noa pisze…
Niedawno także przeczytałam tą książkę. Niesamowicie mi się spodobała!

-----------------------------
http://czytamto.blogspot.com

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...