Przejdź do głównej zawartości

Michael Morpurgo. Samotność na pełnym morzu.


Wydane przez
Wydawnictwo Telbit

W latach 1947-1967 przesiedlono do Australii od siedmiu do jedenastu tysięcy brytyjskich dzieci. Osierocone gromadzono na statkach mówiąc, że czekają na nie rodziny, ludzie, którzy stworzą im dobry dom. Po wielu tygodniach spędzonych na statku mali pasażerowie dopływali do Sydney, a tam często okazywało się, że zapewnienia nie zawsze odpowiadają rzeczywistości zastanej.

W książce Michaela Morpurgo jest dwoje narratorów i dwie opowieści. Pierwszym opowiadającym jest Arthur Hobhouse, mężczyzna, który jako kilkuletnie dziecko trafił na statek płynący z Liverpoolu do Sydney. Codzienność na australijskiej ziemi przypominała bardziej piekło niż obiecywany raj, a Arthur po udanej ucieczce z pierwotnego miejsca przeznaczenia starał się żyć tak, by móc kiedyś powrócić do Anglii i poszukać śladów własnej przeszłości.

Narratorką w drugiej części książki jest córka Arthura, Allie, która spełniając marzenie ojca płynie jachtem zbudowanym w warsztacie szkutniczym dziadka do Anglii. Dziewczyna prowadzi internetowy dziennik podróży, a jej najbliżsi próbują odnaleźć tajemniczą Kitty, która jest postacią łączącą Arthura z dzieciństwem. 

Trudno mi orzec, która z historii - łączących się wszak przez więzy rodzinne - była bardziej przejmująca. Ta o chłopcu, którego zmuszano do pracy ponad siły, czy ta o dziewczynie samotnie opływającej pół świata po to, by spełnić marzenia ojca. Zarówno historia Arthura, jak i Allie budzi wiele emocji, a przez spokojny, wyważony sposób ich przedstawiania robi naprawdę spore wrażenie.

Ze strony internetowej Autora wynika, że spod jego ręki wyszło około stu powieści. Jeśli się nie mylę "Samotność na pełnym morzu" jest czwartą wydaną o Polsce. Mam nadzieję, że wydawcy nie zarzucą idei przedstawiania polskim czytelnikom książek Michaela Morpurgo.

Komentarze

gusiook pisze…
Witaj:)
Szczerze mnie zainteresowałaś. Takie historie zawsze poruszają... Bardzo lubię, gdy opowieść ma dwie płaszczyzny, które jednak gdzieś tam się zazębiają...
Pozdrawiam weekendowo:))
monani pisze…
Czytałam kiedyś wstrząsający artykuł na ten temat, zaczynam więc poszukiwania książki. Dzięki za zachęcającą recenzję :-)
Monika Badowska pisze…
Gusiook,
pochłonęłam tę książkę z dużym zaangażowaniem:) Mam nadzieję, że i Tobie się spodoba:)

Monani,
w książce są podane adresy stron www, na których można poszukiwać osób przewiezionych do Australii.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...