Przejdź do głównej zawartości

Niedzielnik nr 14


Tak się jakoś zawsze dzieje, że w weekend mam najmniej czasu na czytanie i pisanie. Zazwyczaj są to dni przeznaczone na odpoczynek, u mnie jednak w sobotę i niedzielę dziwnie kumulują się wydarzenia wymagające mojej aktywności. Tym razem weekend upłynął nam pod znakiem kotów. Po pierwsze - wciąż świętowaliśmy Dzień Kota, po drugie - przekazywaliśmy Ingę do domu mającego być domem stałym. Szczególnie to drugie okazało się być wyczerpujące emocjonalnie.

*   *   *

Ostatnio trafiają w moje ręce książki o zwierzętach. I to, nie wiedzieć czemu, przeważnie o psach. Ufna w to, że tym sposobem los chce mi coś powiedzieć, wysłałam kupon lotka licząc na wysoką wygraną pozwalającą kupić dom na końcu świata. W domu, rzecz jasna, od razu pojawiłby się pies. Albo dwa. Niestety - los daje na razie znaki tylko książkami. Na resztę muszę poczekać;)

*   *   *

Zaraziłam moją Mamę "Dożywociem" :) Od wczoraj czyta o Konradzie i jego współmieszkańcach zaśmiewając się do łez. Czy istnieje fan klub Lichotki?

*   *   *

W raporcie nt. czytelnictwa w Polsce opublikowanym kilka dni temu znaleźć można informacje przerażające. Interesujący jest tekst dr Romana Chymkowskiego będący komentarzem do wyników badań. Jeden z fragmentów brzmi tak: "(...) u podstaw myślenia o kulturze czytelniczej Polaków tkwi pewne nieporozumienie. Polega ono na tym,  że wielu osobom zabierającym głos w tej sprawie wydaje się, że czytanie to część wąsko pojętej „kultury”, czyli sfery, która w tym ujęciu właściwie tożsama jest z tym, co ludzie robią  w  czasie wolnym, a zatem deklarowana „troska o stan czytelnictwa” to nic innego jak znany od dawna niepokój warstw wykształconych o stan duszy ludu. Znamienne, że same osoby wyrażające zatroskanie niskimi wskaźnikami czytelnictwa nazywają  siebie  na  przykład „miłośnikami książki”, przez co już w punkcie wyjścia sytuują  się  poza  sferą praxis. W tym duchu mówi się wiele o tym, że książki mają swoją  formą  zachęcać do czytania, a biblioteki publiczne powinny być  pełne atrakcji przyciągających zwłaszcza młodych ludzi, którzy – zapewne mimochodem – zainteresują się też czytaniem. Pomija się w tym rzecz najważniejszą – mianowicie to,  że czytanie jest  źródłem wiedzy, a zdobywanie wiedzy nie musi być  przedłużeniem zabawy; rzecz w tym,  żeby ludzie mieli potrzebę ciągłego rozwoju poprzez wzbogacanie swoich narzędzi rozumienia  świata, a nie  żeby znajdowali rozkosz w unikaniu telewizji czy kina." Zacne i słuszne, prawda?

*   *   *

W tym tygodniu będę przypominała Wam, że Romuald Pawlak pisze także dla dzieci, opowiadała co można zobaczyć oczami psa, przedstawiała zalety i wady korzystania z czytelni e-booków. Na pozostałe dni jeszcze nie mam planów, niemniej jednak życzę, abyście mieli udany tydzień.

Komentarze

Irena Bujak pisze…
Życzę wygranej ;)
monani pisze…
Jako "psiara" z niecierpliwością czekam na Twój komentarz do książki "Oczami psa". Jak dla mnie, za dużo ostatnio było tu kotów ;-)
Monika Badowska pisze…
Bujaczek,
dzięki:)

Monani,
już teraz Ci powiem, że to książka, która musi mieć każdy psiarz:)
nth pisze…
Co do przedstawionej opinii Doktora. Oczywiście, że czytanie jest źródłem wiedzy i jej zdobywaniem. Lecz przecież nie jedynym. I nie obowiązkowym. Wiedza nie jest wszystkim. A jeśli jest to ci, co jej nie pogłębiają po prostu przegrają. Pozwólmy ludziom przegrywać. Elita ma się kształtować na zasadzie walki i zdobywania szlachetnych przymiotów. To nie jest dla każdego. Jeśli czytanie jest częścią tego szlachectwa, to jasne jest, że nie każdego to zainteresuje. Szlachetnych jest zawsze mniej niż pospolitych. Nie znaczy złych! Ale jeśli czytani okaże się marnotrawieniem czasu to wygrają ci, którzy się bawią w tv. Musimy zaryzykować. Ale po co zmuszać wszystkich. I pamiętajmy też, że to właśnie etatystyczne państwo woli jak jesteśmy lepiej wykształceni. Ponieważ obecnie ma monopol na edukację. Uczy tego czego samo chce. A to co uczy uznaje za dobre (na pewno dla siebie) niezależnie od opinii rodziców. Już ta zasada jest niebezpieczna. A czytanie, to obiecujące, może być jakąś formą uwalniania się od propagandy. Daje większy wybór niż telewizja. Wybór jest ważny. Tak, wybór.
Agnes pisze…
Jeśli istnieje fanklub Lichotki, to poproszę namiary, chcę się zapisać!

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...