Wydane przez
Wydawnictwo Salwator
W książce opublikowano listy, które Józef Maria Bocheński pisał do swojego ojca, Adolfa Bocheńskiego, od października 1931 do maja 1936. Adolf Bocheński zmarł 6 czerwca 1936.
W latach, z których pochodzą listy, Józef Bocheński przebywał w Rzymie - najpierw studiując teologię na Collegium Angelicum, a później wykładając tam logikę.
Te listy to najwcześniejsze teksty Bocheńskiego, które czytałam. Najpierw były książki, w tym długa rozmowa z Janem Parysem zatytułowana "Między logiką a wiarą", ale to wszystko to był już wielki ojciec Bocheński, profesor, kolega Quine'a, Poppera, Tarskiego czy Carnapa - listy przyszły później.
Piękne te listy są. Pięknie pisze Bocheński do swojego ojca. Pisze np. tak: "Do widzenia, Kochany Tatusiu! (...) Ręce Jego całuję i modlitwom się polecam".
Bocheński pisze o ludziach, pośród których żyje, a mnóstwo tam wielkich postaci. Pisze o Rzymie - współczesnym i historycznym. Pisze o filozofii i teologii. Pisze o swojej pracy - o publikacjach, o referatach wygłaszanych na sympozjach, o wykładach. Pisze o sobie. O najzwyklejszych codziennych sprawach o tym, że wydawnictwo zapłaciło mu za tekst dwa dolary, że musi kupić sobie znaczki pocztowe, że wczoraj nie wysłał listu, bo nie miał koperty... O swoim miejscu do pracy pisze tak:
"Jest g. 6. Jestem już po śniadaniu, bardzo wobec postu chudym i siedzę w czapce przed moim wielkim stołem obitym zielonym papierem, na stole stoi lampa i kałamarz, zresztą nic, bo wszystkie papiery trzymam na drugim stole, umieszczonym pod kątem prostym do pierwszego: to jest doskonała metoda, zwłaszcza, że z drugiej strony mam tuż koło krzesła bibliotekę, w ten schemat [...], tego systemu nauczyłem się od... Clemenceau, którego gabinet widziałem na fotografii."
A tu Bocheński w swojej pracowni we Fryburgu Szwajcarskim:
[Zdjęcie pochodzi z książki "Między logiką a wiarą. Z Józefem M. Bocheńskim rozmawia Jan Parys." wydanej przez Noir Sur Blanc. Warszawa 1998.]
Świetnie czyta się te listy. Mnie urzekły przede wszystkim dwie rzeczy. Najpierw to, z jaką determinacją Bocheński chce się uczyć, chce wiedzieć, chce zajmować sie problemami, które go pasjonują i które są przecież bardzo trudne. Pisze Bocheński do ojca: "Powiadam Tatusiowi, że nie ma nic ciekawszego niż samodzielna praca naukowa". Kiedy czytam te listy, to rozumiem, przynajmniej trochę rozumiem, w jaki sposób ten człowiek dokonał w swoim życiu tylu wielkich dzieł.
Druga sprawa - Bocheńskiemu nie przychodziło łatwo wyrażanie uczuć. Pisze:
"Niestety, mam taką naturę, że im jakieś uczucie jest głębsze, tym trudniej jest mi wyrazić! To jest pod pewnym względem katastrofalne, bo będąc na przykład człowiekiem głęboko religijnym nie jestem w stanie o rzeczach religii pewnych mówić, chyba w sposób najzupełniej racjonalistyczny, a tymczasem mam za powołanie właśnie o religii mówić - Orda Praedicatorum! Mam takie wrażenie, że na przykład moje zamiłowanie do logiki ścisłej jest niczym innym, jak chęcią schowania się za parawanem najzupełniej zimnych formułek."
A jednak pięknie pisał o swoich uczuciach. W ogóle pięknie pisał - ten język staromodny, ta precyzja myśli.
Na koniec jeszcze jeden cytat - pisze to człowiek młody, zaledwie trzydziestotrzyletni, ale jakże już wtedy mądry:
"Taki już jest los logika, i muszę się z tym liczyć, że jeśli Pan Bóg da pożyć i popracować przez 20 lat, będę na starość najzupełniej odosobniony, bo mnie nikt nie będzie mógł zrozumieć."
Komentarze
pozdrawiam serdecznie :)
pisz długie prace i publikuj:) A do książki namawiam serdecznie pozdrawiając:)
dziękuję:)