Wydane przez
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Teksty Agnieszki Osieckiej zamieszczanie niegdyś w "Ex Librisie" dodatku do Życia Warszawy traktujące o książkach w sposób najzupełniej dowolny i uroczo nieuporządkowany w jakiejkolwiek kategorii, zebrano i wydano w książce zapewniając miłośnikom twórczości Osieckiej miły prezent. Ja, choć wyznawczynią talentu pisarki nie jestem, sięgnęłam po "Czytadła" zwabiona, a jakże, tytułem.
Agnieszka Osiecka pisze o prozie i poezji, o literaturze światowej i polskiej, formach krótkich i znacznie dłuższych, a wszystko to z żarem, rozmiłowaniem w słowie, czasami żartem, a czasami dostojną powagą. Tekst o tym, że nie powinno się pisać o twórczości osób które się zna wiedzie ku konstatacji, że w Polsce trudno kogoś nie znać i ku przedstawieniu prozy Huellego, gruntowna analiza powieści Danielle Steel [ostatnio w bibliotece widziałam książkę pt.: "Cala prawda o Danielle Steel", co zdumiało mnie ogromnie] sprzyja wyznaniu, że poetka czytać beletrystyki czytać nie umie, a tytułem "Pit-u polonistycznego" okrasza autorka rozważania o poradniku "Jak redagować wypracowania z języka polskiego".
"Ciekawa jestem, jakie Państwo maja kalendarzyki. Założę się, że albo te znalezione pod choinką, albo zagraniczne jakieś, bo to miło, albo wycyganione od zaprzyjaźnionej firmy, albo byle jakie, kupione w pośpiechu.
U mnie to bardzo długo trwa, zanim się wprowadzę do nowego kalendarzyka: bywa, że do kwietnia. Najpierw sprawdzam, czy się łatwo otwiera, potem -czy nie ma rubryczek w poziomie, a potem czytam od deski do deski, co tam jest napisane małym druczkiem, na początku i na końcu."
[Kalendarzyk. s. 58]
Zamyśliłam się po przeczytaniu tych zdań. Jakie towarzyszą mi kalendarze? Kiedyś - małe, werbistowskie. Później różne formatu zeszytu, w których notowałam przeczytane książki, wszelkie podróże (a jeździłam wówczas dużo), wklejałam bilety, wpisywałam adresy, telefony do znajomych. Raz kupiłam kalendarz NG i był to rok marzeń o wielkiej podróży. Przez jakiś czas używałam kalendarzy nauczycielskich, gdzie początek roku wyznaczał wrzesień, później przerzuciłam się na małe - ot, takie, by popełnić w nich malutka notatkę, wrzucić do torebki i - niestety - często zapomnieć. Wraz ze zbliżającym się rokiem 2011 poczułam, że chcę mieć duży, solidny kalendarz. Taki, który wejdzie tylko do dużej torebki, w którym będzie można zapisać i książki, i zakupy, i tajemnice. Który pomoże zaplanować, wyznaczyć drogę do spełnienia marzeń, który będzie mnie dyscyplinował. Inaczej, niż Agnieszka Osiecka, nie miałam problemu, by się do swojego kalendarza wprowadzić. Zrobiłam to w dniu, w którym go dostałam. I nawet wybrałam czym będę w nim pisać. Muszę tylko zadbać, by mieć przy sobie też coś, co zostawi na kartkach ślad inny niż szary. Bo choć szarość to też kolor, czasami trzeba mi czerwieni lub zieleni.
A Wy jakie macie kalendarze? Takie do notowania, czy takie na ścianach, które ozdabiają dom? Poprzestajecie na komputerowo-telefonicznych notatkach, czy świadomie zapisujecie kolejne kartki odnotowując wydarzenia minionego dnia? Bardzo jestem ciekawa.
Komentarze
teraz mam duży- w formie książki... oprawiony czarnym skóropodobnym czymś, z elementem zieleni- bo zieleń to nadzieja...
zapisuje w nim wszystko! Co muszę zrobić, co nie muszę, co czytam, co mi w głowie zostaje i nie chcę żeby uciekło...a do nowego kalendarza uwielbiam się wprowadzać- podpisywać, wpisywać adres, cytat na rok...planować... no mam takie swoje kalendarzowe wariacje;0 i uwielbiam je:D
Zapisuję w nim jedynie daty wizyt u lekarzy, fryzjerki, daty egzaminów i najważniejsze - daty urodzin znajomych mi osób.
Ale wiadomości typu "nie zapomnij o", "weź to i to" ustawiam zawsze jako przypomnienie w telefonie.
Po każdej podróży zawsze obiecuję sobie spisywać różne ciekawostki typu: ile kosztowała kawa w Pradze, jak nazywały się drożdzówki kupowane codziennie w bułgarii... Niestety na obiecywaniu się kończy.
Pamięć mnie zawodzi, i dziś od rana próbuję sobie przypomnieć tytuł posłyszanej niegdyś piosenki, na razie bezskutecznie
Pozdrawiam :)
dobrze mieć takie wariacje:)
Lady Aga,
ja też mam stare kalendarze, ale nie zagądam do nich. Może kiedyś będzie to dla mnie element do snucia miłych wspomnień. Kalendarze Paperblanks cieszą oczy:)
Procella,
och, Kot Simona potrafi zawsze poprawić humor:)
Szfagree,
może i sprobuję, choć nadal nie czuję się zauroczona Osiecką.
Kinga,
moje dawne kalendarze puchły z każdym miesiącem o wklejane bilety widokówki, czy nawet zaskakujące graficznie różne karteluszki, opakowania, itp.
Kasiu,
zapiski Chmielewskiej o kalendarzach przysparzają mi wiele radości. Podobnie jak te o porządkach u niej i u Alicji;)))
Pozdrawiam
W 2009 roku trafiłam na doskonały kalendarz z tej trzeciej grupy: format mniej więcej B6, kremowe kartki, dużo miejsca do pisania, jeden kolor czcionki (czerwona mnie denerwuje), z gumką, żeby się nie otwierał. Był poręczny i piękny. Już drugi raz bez powodzenia szukałam takiego na nadchodzący rok...
Wszystkie zbieram w wielkim pudle stojącym na dnie szafy, bo jestem typem niepoprawnie przywiązującym się do własnych słów ;) Na tej samej zasadzie zbieram listy, kartki, notatki od innych - skoro już ktoś napisał, to niechże leżą, bo a nuż kiedyś zechcę do tego wrócić...
Używam zeszytu. Do notatek i recenzji. I spisu książek pożyczonych, komu i co i od kogo. I telefon zapiszę i w ogóle. A mały kalendarzyk wydrukowałam i wkleiłam sobie do tegoż zeszytu właśnie.
w dwóch miejscach do zapisywania z pewnością bym sie pogubiła;)))
JTR,
ja ściennych kalendarzy nie mam wcale, co nie oznacza, że nie lubię. A szukałaś u producenta?
Tajemnica,
to sympatyczny pomysł z dziećmi rodzinnymi w kalendarzu.
Lotta,
miłej lektury:)
Agnes,
spis książek pożyczonych też chyba powinnam zacząć prowadzić:)
przepraszam - umknęły mi Twoje komentarze. Podziwiam wielość kalendarzy - ja mogę mieć najwyżej jeden. A Twoja rodzina stosuje się do tego, co im zaplanujesz?:)
JTR,
rozumiem...