Przejdź do głównej zawartości

Kornelia Stepan. Żona astronoma.


Wydane przez
Wydawnictwo Bukowy Las

Cóż to były za fascynujące czasy i jakież okrutne dla kobiet... To pierwsze, co przychodziło mi na myśl podczas lektury beletrystycznej opowieści o Elżbiecie, żonie Jana Heweliusza. 

Elżbietę poznajemy, gdy jest już kobietą w sile wieku, wdową. Służąca przynosi jej list z czerwona pieczęcią, a widok ten prowokuje bohaterkę do wspomnień, do rozważenia wydarzeń ostatnich dwudziestu sześciu lat jej życia. Do szesnastego roku większość czasu Elżbieta spędzała ze swoją mamką, Dobrą Teresą, w majątku ojca w Bąkowie. Tam też, podczas przejażdżki konnej (nielegalnej, gdyż kobietom nie wypadało brać konia ze stajni i jeździć nie wiadomo gdzie), Elżbieta z Teresą ratują przystojnego młodzieńca z rąk rabusiów. Młody człowiek zachwycony urodą Koopmanówny obiecuje jej dozgonną wierność, a cała sprawa wygląda obiecująco do chwili, w której rodzice Elżbiety dowiadują się o nieobyczajnym zachowaniu córki i nie znajdują jej męża -  trzydzieści sześć lat starszego od niej Jana Heweliusza. 

I tu zaczyna się sedno opowieści przedstawiającej równie ciekawie dwa nurty życia bohaterki. Jednym z nich była codzienność - zarządzanie domem, małżeństwo, macierzyństwo, relacje z mężem, własnymi rodzicami, czy służbą. Innym - praca naukowa. Elżbieta początkowo zajmowała się nią jedynie w zaciszu domowym, jednak z upływem czasu coraz częściej towarzyszyła mężowi w obserwatorium, wiodła z nim rozmowy na temat różnych teorii astronomicznych oraz tego, co na niebie dojrzeli. Odwiedzali ich znamienici goście, ich praca cieszyła się uznaniem Jana III Sobieskiego i londyńskiego Towarzystwa Królewskiego. 

O ile do wątku naukowego nie mam uwag, poza taką, iż niezwykła i dająca wielką satysfakcję musi być praca jakiej podejmowała się Elżbieta Heweliusz u boku swojego męża, tak wątek obyczajowy wzbudził we mnie kilka refleksji. Zastanawiają mnie rodzice Elżbiety - bogaci, uznawani w społeczności Gdańska. Po tym, jak wydali córkę za mąż, nie odwiedzają jej, matka nie wspiera córki podczas kolejnych ciąż, a jedyny kontakt o jakim czytamy to spotkanie Elżbiety z matką u kobiety, która jest kochanką Heweliusza, a z ojcem rozmowa na temat tego, by córka nie hańbiła się pracą w obserwatorium, bo dobre kupieckie córki nie powinny pracować. Interesujących  jest jeszcze kilka zjawisk, ale odkrywanie ich zostawię Wam.

Cieszy mnie ta lektura.

Komentarze

Anonimowy pisze…
Zaciekawiłaś mnie... Postaram się zdobyć i przeczytać :)
Monika Badowska pisze…
Luna,
polecam:)

Padma,
także polecam:)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...