Utknęłam wraz z Elżbietą Hewliusz z domu Koopman w XVII wieku i śledzę jej i jej męża dokonania na polu astronomii z wielką uwagą:
Aby jednak nie pozostawiać bloga opustoszałym chciałam zaprosić Was do rozmowy o książkach, po które - jak sądzę - wiele osób sięga w czasie przedświątecznym.
Zazwyczaj gotuję na "oko" wychodząc z założenia, że mogę spróbować i zawsze dołożyć czegoś, by było smaczniejsze. Co gorsza z lenistwa, rzadko sięgam po nowinki zaspokajając się tym , co już znam, wypróbowałam. Tylko ciasta piekę (jeśli już w ogóle) z przepisem przed oczyma z drżącym sercem, czy o czymś nie zapomniała, zrobiłam jak przepis każe i czy się uda.
Są jednak takie dni, w których wyciągam stojące na półce zeszyty, książki i szukam czegoś nowego, innego niż codzienne, znane nam potrawy. Okres przedświąteczny sprzyja takim poszukiwaniom, bo choć kolacja wigilijna będzie tradycyjna, to dni świąteczne zasługują na jakieś smakołyki rzadko albo wcale pojawiające się na naszym stole.
Inspiracji szukam w zeszytach. W jednym są przepisy spisane przez moją Mamę, w drugim przeze mnie, a ten najstarszy to zeszyt Babci.
Tę książkę mam, bo dostałam, ale przyznam, że poza podziwem dla ładnych ilustracji nie znalazłam tam nigdy nic, co chciałabym zrobić. Może macie inne doświadczenia i możecie coś podpowiedzieć?
Moje najstarsze podręczniki gotowania są wydane tak, jakby specjalnie dla mnie. Na kołonotatnikach, z przepisami prostymi i oferującymi bardzo dobre rzeczy, ze sporym miejscem na notatki. Przez kilka lat była to moja podstawa kulinarnych prób i doświadczeń.
Te książki dostałam kilka lat temu. Trafiłam w nich na świetne pomysły, kilka już wypróbowałam (między innymi na tort urodzinowy) i jestem z nich bardzo zadowolona.
Ostatni książka towarzyszy mi od piętnastu lat i mam do niej wyjątkowy sentyment. Cenię ją za doskonałe rozplanowanie treści, przepisy sformułowane tak, że największy antytalent kucharzenia pojmie i wykona co trzeba, za dodatki opisujące kulturę kulinarną Śląska, za duży dział opisujący zioła i przyprawy, a także - co dla mnie gotującej jak moja Babcia dodająca zawsze trochę tego, trochę tamtego, czyli bez żadnego pojęcia o miarach i objętościach, za przelicznik objaśniający ile łyżeczka do herbaty, szklanka lub łyżka stołowa mieszczą w sobie potrzebnych do gotowania/pieczenia substancji.
A Wy jak gotujecie? Po jakie książki sięgacie? A może nie sięgacie? Prowadzicie zeszyty, notatniki? Opieracie się na przepisach zamieszczanych na kulinarnych stronach internetowych lub blogach o kucharzeniu?
Komentarze
Ja osobiście uwielbiam kuchnię orientalną i mam kilka książek z przepisami chińskimi, tajskimi, wietnamskimi itd.
Książki za jakieś grosze kupiłam, a przepisy świetne :) Tylko zdobycie niektórych składników graniczy z cudem ;)
Mam podobne zeszyty jak Ty;) Mojej mamy (chyba z trzy takie wielkie) i większość przepisów na ciasta pochodzi z nich. Jeżeli chodzi o gotowanie potraw to z reguły też gotuję na "oko".
Ale wiem, że jest mnóstwo książek - dobrych książek kucharskich i mam nadzieje kiedyś po którąś sięgnąć:)
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo miło tu u Ciebie i na pewno zostanę na dłużej:)
zacznij pisać swój - kiedyś synowa lub córka będą Ci podkradały;)
Isabelle,
domyślam się, że zdobycie oryginalnych przypraw, czy składników może być problemem. Ja jakoś nie przekonałam się jeszcze do orientu w kuchni, choć jeśli by uznać, że wege wywodzi się z Indii to ideę zaczerpnęłam;)
Izuś,
dziękuję za dobre słowo i zapraszam - zostań na jak długo chcesz:)
ja programów kulinarnych nie oglądam w ogóle, cierpliwości nie mam;))) Do sięgnięcia po "Naturalną..." zachęcam:)