Przejdź do głównej zawartości

Agata Christie. Tajemnica gwiazdkowego puddingu.


Wydane przez
Wydawnictwo Dolnośląskie

W książce zatytułowanej "Tajemnica gwiazdkowego puddingu" zamieszczono sześć opowiadań. W pięciu z nich śledztwo prowadzi Herkules Poirot, w jednym tajemnicę tropi Panna Jane Marple.

Akcja tytułowego opowiadania wiedzie Poirota na angielska prowincję. Detektyw zostaje zaproszony na okres Bożego Narodzenia do King Lacey, gdzie ma wyśledzić olbrzymi, bardzo cenny, rubin. 

"Zagadka hiszpańskiej skrzyni" zwraca uwagę czytelników na znaczenie emocji w związkach między ludźmi, a szczególnie na siłę zazdrości.

W "Popychadle" Herkules Poirot szuka winnych śmierci sir Rubena Astwella zaprzeczając - ku zmyleniu mordercy - intuicji kobiecej.

"Dwadzieścia cztery kosy" chyba najpełniej ze wszelkich opowieści z tego tomu oddają obyczajowość angielską. Czy wyobrażacie sobie kogoś, kto od dziesięciu lat odwiedza restaurację we wtorki i czwartki o tej samej porze i zamawia to samo, a nikt z obsługi nie wie kim jest ten mężczyzna, jak się nazywa i gdzie mieszka? To realne chyba tylko w Wielkiej Brytanii;) 

"Sen" to opowieść o mężczyźnie, któremu śni się co noc, że popełnia samobójstwo. Pewnego dnia Benedict Farley naprawdę odbiera sobie życie. I wówczas na scenę wkracza belgijski detektyw tropiąc powiązania między snem, a rzeczywistością.

Panna Marple wyjaśnia kto kogo zabił i dlaczego w domu zwanym "Szaleństwem Greenshawa".

Agata Christie w przedmowie do tej książki przyznała, że tytułowe opowiadanie jest hołdem złożonym świątecznym dniom jakie pamięta z dziecięcych lat. Zbiór opowieści detektywistycznych porównała do uczty, a każdemu z opowiadań wyznaczyła inną rolę - a to dania głównego, a to przystawki, czy też deseru. Z przyjemnością dopasowałam swoje czytanie do konwencji zaproponowanej przez Autorkę i śledząc losy jej bohaterów rozsmakowywałam się w atmosferze angielskiej prowincji z początków XX wieku.

Komentarze

Dominika S. pisze…
Czytałam ten zbiór parę lat temu i pamiętam, że również mi się podobał :) Co ciekawe, nie przepadam za opowiadaniami jako takimi, ale w tym przypadku mi to nie przeszkadzało.
Monika Badowska pisze…
Dosiak,
myślę, ze tajemnica tkwi w kunszcie Autorki. Każde z opowiadań jest doskonałą całością:)
sabinka.t1 pisze…
Kiedyś czytałam częściej książki tej autorki, teraz sama się zastanawiam dlaczego nie sięgam?
Zapraszam do siebie :o)

http://sabinkat1.blogspot.com/
Monika Badowska pisze…
Sabinko,
dodałam Cię do listy odwiedzanych blogów;)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...