Wczoraj uświadomiłam sobie skąd z moim życiu książki i umiłowanie zwierząt. Owszem - widok czytającej Mamy z pewnością się przysłużył, ale szukać należy głębiej w kronice rodzinnej.
Mój Dziadek Janek czytał i zawsze w otoczeniu miał zwierzęta. W każdą niedzielę oglądał Wielką Grę. Z ciekawością czytał kolejne powieści Kraszewskiego, znał większość dostępnych wówczas książek historycznych i był świadom, że te opisujące dzieje najnowsze naszpikowane są kłamstwami. Sięgał po książki przywożone mu przez córkę, a moją mamę, z wielkim zainteresowaniem. Dziadek miał zawsze co najmniej dwa psy. Oprócz zwierząt gospodarskich, które traktował zawsze z dużym szacunkiem, szczególnie ukochał sobie konie. To własnie one i psy stanowiły nieodłączne towarzystwo Dziadka.
Jestem wdzięczna Dziadkowi za to dziedzictwo.
Komentarze
:)
Kala,
:)
Jako czytelniczy asystenci świetnie sprawdzają się jamniki - w zimie nasza jedenastolatka występuje w roli termoforka :)
ja jestem i kocia, i psia, i wszelkozwierzolubna;) W domu rodzinnym mieliśmy zawsze psy, u siebie mam koty. Ale wszystkie zwierzaki cenię i podziwiam, a od dzieciństwa zazdroszczę Dr Dolitte zwierzyńca;)Gdy dorosłam, do osób, którym zazdroszczę doszli Dr Sumińska i Gerald Durrell:)