Wydane przez
Wydawnictwo Zielona Sowa
Holly Webb pisze wyciskacze łez dla małych i nieco większych dziewczynek. Na szczęście są to wyciskacze łez uczące wrażliwości na losy zwierząt. Dla mnie, osoby, która w dzieciństwie zalewała się strugami łez podczas oglądania filmu "Biały Bim czarne ucho" i która do dziś nie może oglądać "Uwolnić orkę" (a już na pewno nie w towarzystwie) książki Holly Webb są wzruszające.
Rózia marzy o kocie. Chętnie odwiedza z babcią farmę Pani Bowen, bo ma tak szansę spotkać dorosłe koty i kocięta. Szczególnie przypada jej do serca kociak, którego z racji umaszczenia nazywa Rudek. Gdy okazuje się, że Pani Bowen sprzedaje farmę, a jej kociaki trafią do schroniska, dziewczynka intensyfikuje namawianie mamy na stworzenie Rudkowi domu. Wybierają się do schroniska gdzie okazuje się, że sprytnego rudzielca nie ma z rodzeństwem. Najprawdopodobniej został na farmie, która szybko przekształciła się w plac budowy.
Holly Webb opowiada proste historie o zwierzętach, które bez ludzkiej pomocy nie będą umiały przeżyć. Uświadamia młodym czytelnikom jak ważna jest odpowiedzialność za czworonożnego przyjaciela, jak wiele możemy dać mu my i jak wiele on - nam.
Podoba mi się w książkach Holly Webb jeszcze jedno - to w jaki sposób przedstawia schroniska dla zwierząt i pracujących w nich ludzi. Autorka charakteryzuje owe miejsca jako te, w których zwierzęta znajdą fachową opiekę, jedzenie i ciepło, ale jednocześnie jako te, w których docelowo zostać nie powinny. I tu podkreśla rolę ludzi - szukają oni zwierzętom domów, jak najlepszych, w których zostaną pokochane. Wbrew doniesieniom medialnym pokazującym straszne miejsca i męczone zwierzęta, u nas też są schroniska, w których dba się o dobry los powierzonych zwierząt. I jednocześnie przypomina się, że "schronisko to nie uzdrowisko".
Komentarze
Niestety, w moim mieście jest tylko jedno schronisko. W dodatku jedno z tych, o których pisze się w prasie :(
osobiście znam tylko jedno schronisko - to w Katowicach. I jestem nastawiona bardzo pozytywnie.