Przejdź do głównej zawartości

Daniel Tammet. Urodziłem się pewnego błękitnego dnia.

Wydane przez
Wydawnictwo Czarne


Daniel Tammet cierpi na zespół Aspergera i jednocześnie jest autystą. Tammet to sawant, czyli ktoś taki, kogo jeszcze do niedawna nazywano genialnym idiotą, ktoś taki, kogo Dustin Hoffman grał w filmie "Rain Man". Książka "Urodziłem się pewnego pięknego dnia" jest napisana przez Tammeta i to jest ewenement, bowiem Tammet jest chyba pierwszym sawantem, który potrafi w klarowny sposób opowiadać o tym, jak funkcjonuje jego umysł, co oczywiście jest kapitalną okolicznością dla naukowców, z której to okoliczności naukowcy nie omieszkają korzystać.

Tammet jest autystą wysokofunkcjonującym - bierze udział w programach naukowych, występuje w telewizji, ma swoją stronę, na której proponuje kursy językowe. książka w dużej mierze jest historią tego, w jaki sposób Tammet doszedł do swojej pozycji. Pod koniec książki pisze, że te same cechy, które w dzieciństwie powodowały, iż był dzieckiem wyalienowanym, później sprawiły, że znalazł sposób na dobre funkcjonowanie w społeczeństwie. A jakie to cechy? Jest ich wiele. Tammet ma fenomenalną pamięć, zna jedenaście języków, na przykład islandzkiego nauczył się w tydzień. Jest rekordzistą świata w recytowaniu liczby pi - oto w nieco ponad pięć godzin powiedział poprawnie 22.514 cyfr po przecinku. Liczy szybciej niż ludzie liczą na kalkulatorze, aczkolwiek słowo ""liczy" nie jest chyba najlepsze - Tammet widzi liczby i kiedy pracuje nad jakimś zadaniem matematycznym, rozwiązanie po prostu pojawia mu się w formie jakiejś struktury. 

W książce znajdujemy mnóstwo przykładów na to, jakimi zdolnościami dysponuje Tammet, ale chyba ważniejsze jest to, że zza postaci matematycznego i nie tylko matematycznego geniusza, wyłania się człowiek wrażliwy, człowiek o wielkim sercu, ktoś, kto nie umie przeżywać emocji i uczuć tak, jak przeżywa je większość ludzi, ale zdaje sobie sprawę z tego, że emocje i uczucia są, a przynajmniej mogą być piękne. Jest w książce piękna scena, opisująca moment, kiedy Tammet zapłakał ze smutku, zapłakał pierwszy raz w życiu. Wiecie, kiedy zapłakał? Ano wtedy, kiedy umarł jego kot. A już czytając ostatnie dwie strony książki ryczałam. Kusi mnie, żeby dać jakiś cytat, choćby króciutki, ale nie dam, żeby nie psuć Wam zabawy. Przeczytajcie sobie ten tekst sami, ale czytajcie w odpowiedniej kolejności - najpierw całą książkę od początku i na końcu te dwie ostatnie strony - efekt murowany :-)))

Komentarze

helvete. pisze…
Książka czeka już na półce ;)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe