Wydane przez
Wydawnictwo Zysk i Ska
Lucy Edge była od wielu lat pracownikiem agencji reklamowej, kiedy poczuła, że coś jej w życiu nie odpowiada i że najlepszym sposobem na odnalezienie drogi ku samej siebie, będzie joga. Próbowała praktykować w Anglii, aż w końcu uznała, iż tylko podróż do źródeł może stworzyć szansę na odmianę. I tak Autorka znalazła się w Indiach, gdzie odwiedzała kolejne aśramy, szkoły jogi, kolejnych guru.
Autorka dzieli się własnymi doświadczeniami, zarówno tymi pozytywnymi, jak i tymi, które traktowała jak porażkę. Opisuje jogę wciąż jeszcze wschodnią i taką, która przetrawiona przez zachodnie standardy powróciła do Indii przyciągając za sobą Europejczyków, Amerykanów, a przede wszystkim ich niemałe pieniądze.
Podobało mi się to, co mówili niektórzy ze spotkanych przez Lucy joginów; dla nich joga jest sztuką życia, dla ludzi Zachodu - asanami wiodącymi do zgrabnej sylwetki. Ta obserwacja koresponduje w pełni z moimi - już dość dawno prowadzonymi - przemyśleniami na temat stosowania jogi. Jeśli nie chcemy jej traktować jak kolejnego sposobu ćwiczeń fizycznych, powinniśmy przyjąć wraz z nią, a właściwie w niej, duchowość Wschodu. Ale czy umiemy? I czy jeśli ktoś dowiódłby, że odmawianie różańca spala kalorie szybciej niż cokolwiek innego, czy różaniec stałby się modny?
Te, może nieco prowokujące rozważania, czynię jednak abstrahując od historii "Najgorszej...". Ciekawa jest wędrówka Lucy przez coś, co wciąż jej umyka, interesujące dążenie do tego, by spotkać samą siebie. I równie interesujące wnioski końcowe:)
Komentarze