Wydane przez
Wydawnictwo Znak
Niegdyś wierzono w obecność domowych duchów, które strzegły mieszkańców, domagały się resztek pokarmu, kołysały płaczące niemowlęta i przepędzały nieszczęścia. Dziś zapomnieliśmy o skrzatach, skrzypienie drzwi tłumaczymy brakiem smaru, zagubione skarpetki - własnym roztargnieniem, a zegarki wadliwie wskazujące czas - wyczerpanymi bateriami.
Dubravka Ugrešić przekonuje nas , na przykładzie kamienicy, w której mieszka, że domowe duchy wciąż istnieją, towarzyszą nam mimo, że czasami nie chcemy dostrzegać ich obecności, że nie mieści się ona w naszym zracjonalizowanym świecie.
Dzieciom znacznie łatwiej niż dorosłym jest uwierzyć w duchy, łatwiej też jest im zauważyć działalność domowych duchów. I pewnie dlatego opowieść o tych niewidocznych mieszkańcach naszych domów Autorka skierowała do czytelników młodszych. Bogactwo postaci naszych współmieszkańców poraża i zachwyca. Jest duch od bulgotania w rurach, od podgryzania kanapek koktajlowych, od brzydkich zapachów z kosza na brudy, są pasibrzuchy, zakwas, gliglusie. Mnie zauroczył jednak opis ducha, który z pewnością mieszka w moim domu. Jest to Tutivillus, który albo ma spółkę z kotami, albo najbezczelniej zrzuca winę za swoje działania na kociaste. Długopisy, zakładki, karteluszki z ważnymi notatkami, czyli wszystko to, co niezbędne w domu czytająco-piszącym, ginie gdzieś, na czas jakiś, z wielkim udziałem - tego jestem pewna - owego domowego ducha.
Książkę Dubravki Ugrešić w Polsce zilustrowała Pani Iwona Chmielewska, która, jak sama przyznała na spotkaniu autorskim, bardziej jest rozpoznawana przez dzieci koreańskie niż polskie, bo tam bardzo ceni się jej prace. Mam nadzieję, że "Domowe duchy" przyczynią się do tego, że i polskie dzieci będą rozpoznawały charakterystyczny styl ilustracji Pani Iwony i ją samą.
Ciekawe, czy w Waszych domach mieszkają jakieś duchy. Może podobne do tych z zagrzebskiej kamienicy, a może zupełnie inne?
Komentarze