Przejdź do głównej zawartości

Wywiad z Angeliką Kuźniak

Prowincjonalna Nauczycielka: Lubi Pani bohaterów swoich reportaży? Lubi Pani Marlenę? Co budzi w Marlenie Dietrich Pani sympatię/antypatię?

Angelika Kuźniak: Nie są mi obojętni. Spędzam zawsze z nimi kilka dni, czasem wracam po kilku tygodniach, żeby dopytać. W ludzki sposób zaczyna obchodzić mnie ich los. 
Dla Marleny mam wiele czułości. Lubię jej przekorę, dumę. Czasem drażni mnie jej zaborczość. Perfekcjonizm musiał być dla wielu męczący.

PN: "Kluczem okazała się pożółkła kartka z notesu z kilkoma polskimi nazwiskami"  W jaki sposób wspomniana przez Panią kartka trafiła w Pani ręce? Dzięki komu/czemu trafiła Pani do Archiwum przy Fundacji Kinematografii Niemieckiej?

AK: W 1993 roku do Berlina trafiło 25 ton rzeczy, które należały do Marleny. Wcześniej widziałam stała wystawę poświęconą Dietrich w Muzeum Filmu i Telewizji w Berlinie.
Kiedy przyjechalam pierwszy raz do archiwum, w 2000 roku zapytałam czy są jakieś przedmioty, listy dotyczące Polski. Notes pokazała mi Silke Ronneburg. Opiekuje się  całą kolekcją Marleny Dietrich. Wspólnie odkryłyśmy, że jest w nim kartka z kilkoma polskimi nazwiskami.

PN: Co w rzeczach Marleny Dietrich zgromadzonych w Archiwum wywarło na Pani największe wrażenie? Jakie to uczucie dotykać rzeczy osoby uznawanej za gwiazdę, osoby która okazuje się być człowiekiem, a nie posągiem z piedestału?

AK: Trzy szmaty do podłóg Marleny Dietrich otrzymały numer katalogowy 70039. Tak zaczyna się moja opowieść. 
Z ogromna nieśmiałością, czasem zażenowaniem czytałam kolejne listy, oglądałam jej kostiumy, prywatne zapiski w terminarzach. Czasem tylko przesuwałam dłonią po olbrzymich kufrach. 

PN: Czy jest coś, co pominęła Pani z racji wymogów treściowych, formalnych związanych z reportażem, jakiś materiał, z którego Pani zrezygnowała, a teraz chętnie by Pani wstawiła do książki? Z czego najtrudniej było Pani zrezygnować?

AK: Zaletą reportażu jest jego subiektywizm. Pisząc "Marlene" też dokonałam wyboru. Nie ma w niej hollywoodzkiego okresu w życiu Dietrich. Nie zajmuje się jej życiem seksualnym. To, co nie mieściło się w reportażu umieściłam w kalendarium. Gdybym usunęła z książki takie historie jak ta z piłą muzyczną. Gry na niej uczył ją Igo Sym, późniejszy agent gestapo. 

PN: Jakie informacje dotyczące pobytu Marleny Dietrich w Polsce Panią zaskoczyły/zdumiały/oburzyły?

AK: Nie myślałam o tym. Patrzyłam jak układa się ta historia. Mam tylko nadzieję, że udało się zachować trójwymiarowość opowieści, z całym tłem historyczno-społecznym. Lubię  to zdanie, kiedy Marlena potyka się o "wysadzoną mrozem"chodnikową płytę. Rozbawiła mnie historia z fotografem, który obrzucił Dietrich jajkami, wzruszył taniec z Cybulskim.

PN: Wydawnictwo Czarne zapowiada na sierpień 2010 roku Pani kolejną książkę. Odsłoni Pani jakieś szczegóły dotyczące pracy nad "Papuszą" (tytuł roboczy)?

AK: Papusza to cygańska poetka odkryta  przez Jerzego Ficowskiego . Już pięknie układają się obrazy, ale dokumentacji jeszcze nie skończyłam. Dzięki uprzejmości pani Elżbiety Ficowskiej mam dostęp do archiwum Jerzego Ficowskiego, a  tym samym do nigdy niepublikowanych listow Papuszy. Widziałam jej pamiętnik. Chodzę jej śladami. W Gorzowie, Szczecinie, Słubicach, gdzie spędziła jedną zimę. Rozmawiam z ludźmi. Ale przede wszystkim czytam. O obyczajach romskich np.
Temat jest trudny i ciągle go oswajam. A wtedy milczę… o tym pisaniu

PN: Przywołuje Pani w tekście "Od Autorki" postać Pani Małgorzaty Szejnert. Kim dla Pani jest Pani Szejnert? Czego się Pani od niej uczy? Co Pani w niej ceni? Czy zdarzyło się Paniom pracować razem nad tekstem?

AK: Małgorzata Szejnert w 2000 roku była szefową "Magazynu" (dzisiaj to "Duży Format" Gazety Wyborczej). Wtedy napisałam do Niej z propozycją tematu. Byłam studentką. Nigdy nie napisałam reportażu. Małgorzata Szejenrt napisała: "proszę pisać. Jeśli  pani potrzebuje pomocy - mamy świetnego reportera". Tak powstał reportaż "Noc w Wildenhagen" (napisany wspólnie z Włodkiem Nowakiem).
Mogłabym powtórzyć to, co napisałam w książce. Dzięki jej książkom (m.in. "Śród żywych duchów", "Czarny ogród", "Wyspa klucz") wiem jak pięknie można opowiadać świat szczegółem i jak wiele muszę się jeszcze nauczyć.
Nigdy nie pracowałyśmy razem. Ale czasem się ośmielam i wysyłam Jej moje teksty. Jej wskazówki były bardzo cenne podczas pracy nad "Marlene".


P.S. Recenzja "Marlene"

Komentarze

Anonimowy pisze…
Bardzo interesujący wywiad a Małgorzata Szejnert to wspaniała pisarka!!!!!!

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...