Wydane przez
Wydawnictwo Galaktyka
Opowieść o kobiecie, która po śmierci reinkarnowała się w mrówkę, potraktowałam jak ciekawostkę. Gdy jednak czytałam już o Kim Lange i tym, co ją spotkało zaczęłam nieco wbrew sobie zastanawiać się do jakiego typu liteteratury można by włączyć "Mówkę...".
Zaczyna się jak opowieść lekka, przyjemna i niezbyt skomplikowana. Trzydziestolatka, której udało się wspiąć na szczyt kariery dziennikarskiej w telewizji, która na owy szczyt wspięła się realizując zasady głoszące "jak wygryzać z pracy kolegów" i podchodząc do życia rodzinnego w bardzo nonszalancki sposób ulaga wypadkowi, umiera i - jak tłumaczy jej Budda - staje się mrówką, bo nie żyła dobrze. Oczywiście ma szansę, by stać się kimś innym - wystarczy, że zmieni sposób myślenia, że zacznie żyć z myślą o innych, "nazbiera" dobrej karmy i umrze.
Wcielenia dziennikarki w kolejne zwierzęta są pouczające, a każda rozmowa z Buddą wnosi coś nowego do rozumienia świata.
"- Jestem odpowiedzialny nie tylko za dusze buddystów, ale także za tych wszystkich, którzy w ogóle w nic nie wierzyli - odpowiedział Budda.
- A dlaczego?
-Bo u mnie niewierzący nie są karani za swój brak wiary."
Cel, ku któremu zmierza Kim Lange jest dość przewrotny i wydaje się nie współgrać z jej zmieniającą się osobowością.
"Mrówka..." jest interesującym zaproszeniem do dyskusji nad naszym życiem schowanym w kartach powieści lekkiej i przyjemnej:)
Komentarze
śpię:) I to nawet czasami pełne 8 godzin;)
Jaki notes?