Przejdź do głównej zawartości

BARF-ujemy

Od pewnego czasu podczytujemy wątki na temat BAFR (Biologically Appropriate Raw Food), czyli biologicznie odpowiednie surowe pożywienie. Popytałam mądrzejszych, wczytaliśmy się dokładnie w różniaste atrykuły, przemyśleliśmy sprawę i dziś odbyliśmy próbę generalną.

Z. zakupił serca drobiowe, mieloną wołowinę, wątróbki i zamelinował się z tym w kuchni, by przygotować Kociastym posiłek. Do mięsa dodał żółtko, pokruszone/ zmiażdżone skorupki jajek, gerberka warzywnego (jutro zrobię zakupy i przygotuje warzywną papkę). Podczas przygotować Nusia wyglądała tak:

Gusia była mniej śmiała, ale też nie opuszczała kuchni. Jedynie Sisuleńka przyglądała się tym dziwacznym wyczynom Z. z bezpiecznego miejsca w przedpokoju (leżała na mojej czarnej - swojej ulubionej - torbie).

Jedzenie zajęło Kociastym około 20 minut. Miski zostały wylizane tak, że trudno uwierzyć, by ktoś kiedykolwiek wkładał do nich jedzenie.

Sisi nie życzyła sobie mieć zdjęcia przy misce.

Gdyby ktoś miał chęć przeczytać to, co i my czytaliśmy odsyłam: na Miau i na Chatul. Gorąco namawiam:)

Komentarze

mrouh pisze…
Hm, próbuję karmić Furiatkę czymś innym niz suchym. Jest to dla nas o tyle trudne, że nie jemy mięsa ani ryb. W związku z tym nie mam też pewnego źródła dobrego mięsa, kupuję w różnych sklepach w mieście. Jakiś czas Furiatka chetnie wcinała surowego kurczaka, potem trochę wołowiny, ale to mięso musi byc super świeże. Jeśli jej kupię kawałek i poczestuję ja jednego dnia kilkoma kąskami, to zje, ale drugiej porcyjki to juz nie bardzo. Kupuję takie kawałeczki na dwa palce, a to i tak za dużo bo połowa ląduje w koszu. Z rybami jest jeszcze gorzej. Próbuję co jakis czas, ale nie znalazłam jeszcze takiego miejsca, gdzie mogę spokojnie kupić kawałek surowizny dla Futrzanej. A Twoim ogonkom życzymy smacznego:-)
kociokwik pisze…
Mrouh,
ja też nie jem mięsa, ale na szczęście ( w kontekście karmienia kotów)Z. je.
O dobre sklepy mięsne podpytałam koleżanki. Ale przyznam, że wołowinę kupujemy w Lidlu (już mieloną) i Kociaste wcinają aż miło.
A próbowałaś kupić większy kawałek, poporcjować i zamrozić?
hersylia810 pisze…
Cudna minka Nusi na drugim zdjęciu. Ja jestem mięsożerna, ale krojenie surowej wątróbki mnie przeraża.
zuzanna pisze…
U nas z surowizną różnie-ja nie jadam,ale kroję,małżonek mięso jada,ale nie ukroi-mdleje;-).Kociczka,na której mi zależy-nie chce...druga-zeżre wszystko,więc i tak obojętne.Kupujemy kurczaki-dla siebie i suche-dla kotów.O rybach-innych ,niż wędzone-mowy nie ma.Mam wrażenie ,ze krzywdzę ko-córki,ale nie mogę kota z nadwagą karmić zbyt dobrze,a kota wybrednego-wcale.Ot taki dylemat..
kociokwik pisze…
Hersylio,
Nusia ocierała się o co tylko dała radę:))

Zuzanno,
ponoć koty na barfie szczuplesze się robią;)
Kot Patapon pisze…
bardzo ciekawe... sama bym poeksperymentowała, ale zwykle nie mam czasu nawet na przygotowanie ludzkiego jedzenia :(
Sandflyer pisze…
Kilka komentarzy od przypadkowego gościa :-)

Nasza uwielbia:
1. gotowaną rybę (mrożone płaty mintaja, wcale nie takie tanie),

2. surową wołowinę (generalnie jakaś łata, czy mięso do rosołu - sorry, ale jesteśmy mięsożerni. Mam nadzieję, że nikogo nie urażam). Mielonej wołowiny bym nie podawał, bo zasadniczo jest dość tłusta - nie wiadomo co oni tam mielą.
Zresztą bardzo lubię patrzyć, jak Kicia "walczy" z kawałkami wołowiny - pewnie sobie myśli, że upolowała antylopę na sawannie...

3. Gotowanego kurczaka - filety. Surowego bym też nie podawał ze względu na jakieś tam minimalne zagrożenie salmonellą.

Kiedyś bardzo lubiła wątróbki drobiowe, ale jej przeszło.

Każdy kawałek mięsa kroimy na odpowiednie porcje i zamrażamy. Kilka porcji mieści się w jednej torebce foliowej, tylko trzeba uważać, żeby się nie "skleiły" przy mrożeniu. Po rozmrożeniu jest świeżutkie. Kicia nam nigdy nie wybrzydzała.
Kupujemy tego tyle, żeby starczyło na tydzień - dwa.
Płaty mrożonej ryby można połamać na mniejsze kawałki.

Mięso kupujemy w zwykłym, "lokalnym" mięsnym (nigdy z hipermarketów).
Według mnie nie ma co kombinować z mieleniem etc., żeby nie przedobrzyć. W końcu sierściuch to klasyczny mięsożerca jest.

Pozdrawiam!
abigail pisze…
Moje koty też lubią surowe. Nie daję, bo mają potem rozwolnienie, zwłaszcza Urwis (surowe, przemrożone oczywiście). Ale może spróbuję jeszcze raz. Gotowaną wołowinę jedzą obydwa, drób - tylko Mały. Dostają mięso dodatkowo, raz na jakiś czas, na codzień saszetki Felix. Chyba mogłabym wprowadzić jeden posiłek mięsny wyłącznie. Dziękuję w każdym razie za wpis i linki :). Na pewno Urwisowi zmienię suchą, albo zlikwiduję...? Pozdr.
Sandflyer pisze…
Hy hy, nasza po surowiźnie ma czysty konkret w kuwecie.

Rozwolnienia dostała tylko po sazetkach Felixa :-)
Sandflyer pisze…
p.s. Dla uściślenia:

Nasza:
Rano saszetka (różne, nawet wyklęty Whiskas raz na jakiś czas)

Na kolację surowizna (chyba że nie zje saszetki.

Suchego trochę - tyle co na dnie osobnej miseczki.
Fjona Ogr pisze…
Weszłam na stronę zalinkowaną przez Ciebie i zamarłam! Czułam, że z tą super zdrową i pożywną karmą dla naszych kotecków to mała ściema, ale nie wiedziałam, że aż tak! Na szczęście moja kotecka lubi surowiznę, drapieżnik jeden, więc poeksperymentujemy z nowym żarciem. Zobaczymy. Na razie stanowczo ograniczamy jej suchą karmę!
Wielkie dzięki za uświadomienie!
buziaki
Ale cudne zwierzatko :P

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...