Tydzień minął nie wiedzieć kiedy, w koło uśmiechnięte wiosną koty (lub tak jak Hesia, szczęśliwe z pozbycia się koleżanki), a u nas…
Sisulkowe dziąsła już w porządku. Lek i żel zadziałały błyskawicznie, a Sisulka będąc kocim aniołem tabletkę zjadała z ręki Z. i bez protestów dawała sobie smarować pysio. Z nadejściem wiosny powróciła do radosnych zabaw i galopów. Biega bez względu na to czy ma, czy nie towarzystwo. Rytuałem stało się jej nocne przychodzenie do nas. Czeka, aż Z. już się położy, po czym wędruje po nas z silnym poczuciem własności, udeptuje, burczy i oczekuje głasków. Czasami zasypiam z Sisi na sobie, czasem czuje jak wciska się między nas i śpi taka obustronnie przytulona do swoich człowieków. Sisi po tym jak przywita mnie będąc dzwonkiem biegnie na szafkę w przedpokoju. I w tymże przedpokoju oprócz obwąchania mnie sprawdza, czy przyniosłam do domu coś atrakcyjnego. Gdy wyciągnę zakupy, musze też wyjąć telefon, bo już kilka razy było, tak, że on sobie dzwonił, a Sisi tak się zaparła w swoim leżeniu na torebce, że zanim dotarłam do telefonu, przestawał dzwonić.
Gusia zachwyca mnie swoim charakterem. Jako pierwsza odważna zasiadła na nowej pralce, siedziała tam tez podczas wirowania. Z ciekawością obserwowała wszelkie czynności okołopralkowe i patrzyła trochę tak, jakby sprawdzała, czy wszystko robimy tak jak być należy. Wczoraj, gdy tylko na trochę usiadłam na wersalce, wskoczyła mi na kolana. Za chwile musiałam wstać, by wrócić do domowej pracy i obiecałam jej, że na wieczornym filmie będzie mogła leżąc na moich kolanach. Zatem Gusia, zaraz po tym jak zaczął się Dr House ułożyła się wygodnie i tak sobie leżała, aż postanowiła iść gdzie indziej. Uwielbia gdy miętolę jej sierść, przeczesuję, masuję:) Polubiła też robione przez Z. maltretacje kota (zdjęcie we wpisie poniżej). Z początku burczy niby gniewnie, ale później, gdy Z. głaszcze ją po uszach i wtula nos w koci brzuch chuchając ciepło, Gusia zapada w rozkoszne otępienie. Ostatnio zauważyliśmy podobieństwo Gusi do pancerników z „Epoki lodowcowej”.
Nusia schowała ping-pongi tak, że nie znaleźliśmy. Kupiliśmy drugie;) Kocia radość z nowych zabawek nie zna granic. Co prawda woli, jak ktoś gra z nią – wówczas jest większe wyzwanie i większa satysfakcja jak uda się podskoczyć do piłki i pokazać wszytki, jaka się jej koteczką zgrabną, skoczną i w ogóle. Nusia ma dziwny zwyczaj – choćby spała najgłębszym snem, a odgłos ludzkich kroków zmierzających do kuchni, wstaje i najczęściej śpiąc w środku, drepcze do kuchni, gdzie zasiada nam niską i jeśli coś w niej znajdzie, bierze gryza lub dwa. Po czym wraca spać. Równie szybko jak przy miskach pojawia się w łazience – wystarczy do niej wejść, by mieć towarzystwo kocie. Zasiada w umywalce, trąca łepkiem kran prosząc o wodę. Lub usiłuje wypłukać łapki w pojemnikach na szkła kontaktowe. Lub wylizać pędzel do pudru. W łazience jest mnóstwo atrakcji.
Dziś jedziemy do Mamy. Kociaste chyba już wiedzą, bo wczoraj próbowały zapakować się do podróżnej torby. Nie wiem jak Gusia zniesie jazdę za dnia, ale przecież nie będziemy siedzieli pół dnia w domu tylko po to, żeby się ściemniło i żeby Gusia mogła się stresować wjeżdżaniem w oświetlone miasteczka. Ale się Cirulka ucieszy...
Komentarze