Przejdź do głównej zawartości

Sałatkowe zmagania i koci świat


Jak wygląda robienie sałatki, zazwyczaj wiedzą wszyscy. Każdy chyba jakąś sałatkę życiu robił;) Okazuje się, iż współmieszkanie z kotami nadaje tej banalnej czystości zupełnie nowego znaczenia.

Na blacie roboczym stawiam miskę, puszki z groszkiem i fasolą, słoik papryki w occie, majonezu i oliwek. Dokładam zupki chińskie, surimi i kapustę pekińską. Do zlewu wstawiam durszlak, a do otwierania puszek wołam Z.

Zanim Z. zdąży przyjść w kuchni pojawia się Nusia. Sprawdza czym pachnie deska, co jest w misce i łakomie obwąchuje wszystkie składniki. Na widok błękitnego durszlaka śmieje się od czubka nosa po końcówkę ogona.

Kroję kapustę uważając, by nie odkroić Nusi wąsa. Z. otwiera puszki zatem kociątko porzuca kapustę na rzecz groszku. A gdy przychodzi to płukania czerwonej fasoli w durszlaku, Ko-córka osiąga pełnię szczęścia. Niemalże włazi do rzeczonego naczynia, lekceważąc inne smaczności. Z szafki w przedpokoju zerka na mnie Sisi – ona też lubi fasolę, ale jest zbyt dumna, by przyjść do kuchni i zachowywać się tak natarczywie jak Nusia. Gusia zainteresowana tym, co jedzą pozostałe kotki odwiedza kuchnię, by stwierdzić, że nie lubi fasoli. Ale nie odchodzi… Może lubi coś innego? Nusia wyrzucona z durszlaka powraca do niego w tempie ekspresowym, więc jedyną metodą na powściągnięcie jej apetytu jest wsypanie fasoli do miski i przysypanie kapustą. Dodaję groszek, kroję paprykę i nadchodzi pora na oliwki. Nusia całą sobą krzyczy „Daj, daj!”. Gusia stwierdza, że ona lubi oliwki, ale nie lubi papryki, którymi ktoś nadziewa oliwki. Sisi po zjedzonej fasoli znika z przedpokoju; na razie nie jest zainteresowana uczestniczeniem w kulinarnym szaleństwie. Kotki dostają po połówce oliwki, Nusia czym prędzej zjada też Gusiową papryczkę. Gusia za to robi coś, co przyprawia mnie o wybuch śmiechu – kładzie się i ociera o mokry ślad po oliwce na podłodze, wciera go sobie w policzek. Nusia próbuje wylizać deskę. I burczy… Zaczyna się prawie ostatni akt. Krojenie surimi przywołuje Sisi. Poświęcam naiwnie jeden paluszek wierząc, że gdy we dwie zjedzą cały, to pozwolą mi na spokojnie pokroić resztę. Tiaaa… Zjadły, oblizały się i przybiegły za mną, żeby poprosić o jeszcze. Proszenie wygląda tak, że Sisi patrzy na mnie z podłogi przepalając mi plecy spojrzeniem, a Nusia usiłuje zjeść czym prędzej, tak dużo jak się da, z deski. Gusia zdecydowanie nie lubi surimi. Inwazji zapobiegło wrzucenie składników do miski. Zupkami i majonezem nie były zainteresowane. Sałatka trafia do lodówki. Koty idą się myć i spać.

*   *   *

Zaprezentowane na zdjęciu kotki są prezentem od Zuzanny. Śliczne są i budzą zrozumiałe zainteresowane Ko-córek. Zielony kotek stracił już końcówkę ogonka, ale została odnaleziona i przyklejona. Kotki drewniane muszą być wsunięte między książki, tak by wystawał im tylko łepek, a i tak kotki żywe w pozycji zwisającej próbują je zrzucać i wpychać pod regał. A później patrzą na człowieka i mówią – „No, pomóż, bo wpadło. Samo wpadło”.

Komentarze

hersylia810 pisze…
Zupki chińskie do sałatki? Mogę prosić o szczegółowy przepis przy okazji?
kociokwik pisze…
Hersylio,
do tego, co wymieniłam na początku dodaje się makaron z zupek (suchy). Trzeba doprawić i już:) Pyszności:)))
kociokwik pisze…
Zuzanno,
cieszę się, że wirus opanowany:) Kawa czeka na powrót do pracy - będę sobie nią dosmaczać czas szkolny:)
Przepisy świetne, też zajrzałam:)
PB pisze…
Coś w tych oliwkach jest, może afrodyzjak . Nasze kotki już sam zapach "napędza".

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...