Na blacie roboczym stawiam miskę, puszki z groszkiem i fasolą, słoik papryki w occie, majonezu i oliwek. Dokładam zupki chińskie, surimi i kapustę pekińską. Do zlewu wstawiam durszlak, a do otwierania puszek wołam Z.
Zanim Z. zdąży przyjść w kuchni pojawia się Nusia. Sprawdza czym pachnie deska, co jest w misce i łakomie obwąchuje wszystkie składniki. Na widok błękitnego durszlaka śmieje się od czubka nosa po końcówkę ogona.
Kroję kapustę uważając, by nie odkroić Nusi wąsa. Z. otwiera puszki zatem kociątko porzuca kapustę na rzecz groszku. A gdy przychodzi to płukania czerwonej fasoli w durszlaku, Ko-córka osiąga pełnię szczęścia. Niemalże włazi do rzeczonego naczynia, lekceważąc inne smaczności. Z szafki w przedpokoju zerka na mnie Sisi – ona też lubi fasolę, ale jest zbyt dumna, by przyjść do kuchni i zachowywać się tak natarczywie jak Nusia. Gusia zainteresowana tym, co jedzą pozostałe kotki odwiedza kuchnię, by stwierdzić, że nie lubi fasoli. Ale nie odchodzi… Może lubi coś innego? Nusia wyrzucona z durszlaka powraca do niego w tempie ekspresowym, więc jedyną metodą na powściągnięcie jej apetytu jest wsypanie fasoli do miski i przysypanie kapustą. Dodaję groszek, kroję paprykę i nadchodzi pora na oliwki. Nusia całą sobą krzyczy „Daj, daj!”. Gusia stwierdza, że ona lubi oliwki, ale nie lubi papryki, którymi ktoś nadziewa oliwki. Sisi po zjedzonej fasoli znika z przedpokoju; na razie nie jest zainteresowana uczestniczeniem w kulinarnym szaleństwie. Kotki dostają po połówce oliwki, Nusia czym prędzej zjada też Gusiową papryczkę. Gusia za to robi coś, co przyprawia mnie o wybuch śmiechu – kładzie się i ociera o mokry ślad po oliwce na podłodze, wciera go sobie w policzek. Nusia próbuje wylizać deskę. I burczy… Zaczyna się prawie ostatni akt. Krojenie surimi przywołuje Sisi. Poświęcam naiwnie jeden paluszek wierząc, że gdy we dwie zjedzą cały, to pozwolą mi na spokojnie pokroić resztę. Tiaaa… Zjadły, oblizały się i przybiegły za mną, żeby poprosić o jeszcze. Proszenie wygląda tak, że Sisi patrzy na mnie z podłogi przepalając mi plecy spojrzeniem, a Nusia usiłuje zjeść czym prędzej, tak dużo jak się da, z deski. Gusia zdecydowanie nie lubi surimi. Inwazji zapobiegło wrzucenie składników do miski. Zupkami i majonezem nie były zainteresowane. Sałatka trafia do lodówki. Koty idą się myć i spać.
* * *
Zaprezentowane na zdjęciu kotki są prezentem od Zuzanny. Śliczne są i budzą zrozumiałe zainteresowane Ko-córek. Zielony kotek stracił już końcówkę ogonka, ale została odnaleziona i przyklejona. Kotki drewniane muszą być wsunięte między książki, tak by wystawał im tylko łepek, a i tak kotki żywe w pozycji zwisającej próbują je zrzucać i wpychać pod regał. A później patrzą na człowieka i mówią – „No, pomóż, bo wpadło. Samo wpadło”.
Komentarze
do tego, co wymieniłam na początku dodaje się makaron z zupek (suchy). Trzeba doprawić i już:) Pyszności:)))
cieszę się, że wirus opanowany:) Kawa czeka na powrót do pracy - będę sobie nią dosmaczać czas szkolny:)
Przepisy świetne, też zajrzałam:)
prawda?:)