Po książkę Miry Michałowskiej sięgnęłam, bo istnienie książki uświadomiła mi kultur-alnie. Świeżo po lekturze Bartosza Marca, spojrzałam na Hemingwaya oczyma kobiety. Siłą rzeczy – będę porównywać te książki.
Mira Michałowska więcej miejsca poświęca Hemingwayowi niż jego tłumaczowi. Dowiadujemy się z jej książki o wielu wydarzeniach życia pisarza; otrzymujemy dość dokładny biogram autora. Znajomość Zielińskiego i Hemingwaya opisana jest poprzez korespondencje jaka panowie wymieniali między sobą oraz na podstawie dziennika Bronisława Zielińskiego.
Pewnie gdybym czytała tę książkę nie znając tej, którą napisał Bartosz Marzec, podobałaby mi się. Ale przyznam szczerze – w książce Marca Hemingway wygląda przyjaźniej, a u Michałowskiej ma on mnóstwo wad. I z tego też powodu, z czystego upodobania do dobrej opinii o Wielkim Pisarzu, swoje zachwyty skieruję w stronę „Na wzgórzach Idaho”.
Komentarze