Wydane przez
Wydawnictwo Znak
Książka dziennikarzy katowickiego wydania Gazety Wyborczej to zbiór opowieści o ludziach, którzy potrzebują od innych ludzi daru najważniejszego – organów.
W dwunastu rozdziałach poznajemy tych, którzy nagle usłyszeli swój wyrok i tych, którzy pomogli im ten wyrok odsunąć dzięki wieloletniej pracy, chęci i staraniom całej ekipy medycznej.
Autorzy – oprócz przedstawiania nam poszczególnych przypadków osób kwalifikujących się do przeszczepów szpiku, nerek, serca, dłoni, itp. – zwracają uwagę czytelników na zaniedbana wciąż w Polsce dziedzinę transplantologii, na trudności z jakimi spotykają się medycy, na sprzeciw społeczny i obawy jakie towarzyszą kwestiom oddawania narządów.
Nie umiem jednoznacznie zdecydować jak zachowałabym się w sytuacji, gdyby ktoś poprosił mnie o zgodę na pobranie moich organów po śmierci. Lub gdyby ktoś prosił, by zadecydowała o ciele bliskiej mi osoby. To trudny temat i do zmierzenia się z nim zachęcają zarówno autorzy jaki i bohaterowie książki (lekarze i chorzy). O ile oddawanie krwi wydaje mi się być rzeczą banalnie łatwą i prostą i nie docierają do mnie żadne stereotypowe zabobony związane z taka formą pomocy, to myślenie o transplantacjach budziło we mnie niczym nie uzasadnione obawy. Po lekturze książki „Na szczycie stromej góry” jest tych obaw znacznie mniej, choć wciąż jest dużo tematów do rozważań.
Jestem ciekawa Waszej opinii.
Komentarze
podziwiam stanowczość.
Anno,
Twoją również.
oddac, niech sie przydadza innym, skoro dla mnie beda bezuzyteczne
To nawet lepiej, jakby się komuś przydały po mojej śmierci, niż miały leżeć w ziemi..