Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...
Komentarze
"Opowieści z Narni" miałam w dzieciństwie tylko niektóre, więc uzupełniam księgozbiór teraz. "Władcę pierścieni" poznałam na kilka miesięcy przed ekranizacją;)Klasykę lubię, ale ostatnio jakoś nam nie po drodze. Czasami z racji pracy wracam do baśni Andersena i cieszę się, że mam taką pracę;)))
Widzę, że podobnie, jak Ty i Padma, Christie, Chmielewską (starsze książki raczej), u mnie to jeszcze jest "Dziecko Rosemary"...za każdym razem tak samo denerwuję się, kiedy biedna Rosemary zaczyna powoli zdradzać objawy obłędu...
kiedyś - jedyny raz w życiu - czytałam"Dziecko Rosemary" i obecałam sobie nie robić tego więcej;)
Kilargis,
jak widzisz ostatnio też wróciłam do Misia Paddingtona i Kota Filemona;) Długie lata wracałam do przygód Ani z Zielonego Wzgórza. Bardzo lubię też Doktora Dolitte:)
Peek-a-boo,
mój egzemplarz ciotki Dee jest straszliwie zaczytany.Podobnie jak Mowat;) Książkę o Pannie Marple też mam, stoi za tą o Herkulesie:)
ja jakośnigdy nie dałam ady polubić Alicji i tych wszystkich dziwadeł z drugiej strony lustra;) Ale Jurgielewiczową czytywałam namiętnie:)
większość małych chłopaczków-
chciałem koniecznie zostać
żeglarzem lub ...kapitanem
statku ;) (jak mierzyć - to
wysoko! :) che) - i wtedy
zaczytywałem się w książkach
Karola Olgierda Borchardta
(trochę dziwna lektura, jak na
dziecko, ale coż... Mus, to
mus... ;) che ).
Niedawno chętnie wróciłem
do "Znaczy kapitan" i "Szamana
morskiego". Obie - wciąż czytałem
z pasją ;). Pozostałe książki
z dzieciństwa - jednak nie są
już dla mnie, teraz strawne.
Są zbyt naiwne (może wyjątkiem
jest "W pustyni i w puszczy"-
ale już bez tych wypieków , co wtedy ;) ).
Ostatnio - jakoś chętnie
powracam do Bruno Schulza -
"Sklepy cynamonowe" , miło
mi się ponownie czytało "Świat
według Garpa" Johna Irvinga,
czy Opowiadania F.S.Fitzgeralda.
Zawsze, ale to ZAWSZE - by
wprowadzić się w lepsze
"wibracje" - wracam do Stanisława
Dygata (WSZYSTKO!-uwielbiam),
czy opowiadań Iwaszkiewicza.
Ostatnio usiłowałem "wrócić"
do Stachury, ale... no jakoś
się kurcze, ;) nie dało...
Może jeszcze paaarę lat musi
upłynąć.
A! jeszcze coś!- przed świętami,
ponownie czytałem "Gałązkę
limony" i "Krwawe pomarańcze"-
John'a Howkes'a .
Pewnie jeszcze sporo książek i autorów powinienem dopisać,
alle podobnie, jak z moją
25 filmów, o której pisałem
w jednym z postów - trudno mi
"zmieścić" się w "lubionej 100",
a co dopiero kilku pozycjach...
:)
Pozdrawiam! ;)
mną też szarpią wątpliwości- po co czytać n-ty raz coś co świetnie znam kosztem czegoś, co być może warto a nie znam. Ale w znaną sobie fabułę wchodzi się tak jak w ulubiony fotel - zawsze jest miło i bezpiecznie, a przecież czasami trzeba nam specjalnego podkreślenia,że tak właśnie wokół nas jest:)
Mariuszu,
gdzie masz listę książek, które kupiłeś i planujesz wywieźć? Jeszcze nie powstała?;)
Ja w dzieciństwie czytywałam Pana Samochodzika i Tomka.W nieco młodszym dzieciństwie - Mary Popins i wspomnianego Dr Dolitte. Do Schulza wrcam zawsze z radością, podobnie jak do Golema. Uwodzi mnie język tych opowieści.
Książki, które zaprezentowałam na zdjęciach stoją na półkach w mieszkaniu moich rodziców. Nie mam zatem do nich codziennego dostępu. Ich lektura, taka między rodzinnymi gadułami, spacerem nad jezioro i wyprawą na działkę, jest dla mnie uzupełnieniem całości obrazu Domu.
Aaaależ pamiętam o liście! ;)
i już parę osób "zamaltretowałem"
bardziej, niż zrobiły to
świąteczne ciasta :) che.
Lista "się robi" -
a ja zacieram łapki
i już napalam się na
mój "desant w księgarniach".
:) che
Dam znać po powrocie do siebie-
bym nie piszczał ;), że
może jeszcze coś dokupię
tutaj.
Poza tym cykl o Mitford, Jeżycjada (starsze tomy) i wiele, wiele innych.
na "Dzieciach z Bullerbyn" nauczyłam się czytać;) Zastanawiam się czy współczesne dzieciaki mają też swoich "Tomków"? Jak myślisz?
Mariuszu,
zatem czekam:)
Agnieszko_azj,
cyklu o Mitford nie znam, co to takiego?
Bookishaga,
zapomniałam o "Braciach Lwie Serce" i "Ronji...". Ale to piękne książki... Książki Karola Maya Tata kupował w zeszytach, a później (np. Winnetou") dawał do introligatora:)
Pierwszy tom nazywa się "W moim Mitford".
Od razu zaznaczam, że wbrew kolejności w jakiej wydało te książki wydawnictwo Zysk, tom bożonarodzeniowy "Przybieżeli pasterze" jest PO tomie "Na tej górze". Akcja rozwija się z tomu na tom i należy czytać je w kolejności, choć ja zaczęłam przypadkiem od trzeciej części i tak mi się spodobała, ze sięgnęłam po poprzednie.