Wydawnictwo Znak
W Krakowie zaginął renifer. Zula nie wiedziałaby o tym mikołajowym kłopocie, gdyby nie to, że obraziła się na mamę (która ponoć wyrzuciła puszkę z jej mlecznymi zębami) i postanowiła ze złości pójść w świat. Jako, że na świecie zimno było i śnieżnie, Zula schroniła się na rzadko odwiedzanym strychu. Strych – choć zazwyczaj opustoszały – tego dnia cieszył się powodzeniem; przyszła nań Zula, a i Mikołaj poszukiwał wśród wiszącego prania czerwononosego renifera.
Mikołaj pachniał cudnie – piernikami i czekoladą, a poza tym taki był zatroskany, że Zula zapomniała o swoim gniewie i postanowiła mu pomóc. Wyruszyli więc i odwiedzając Franciszkę oraz krakowskiej knajpy poszukiwali zwierzaka.
Autorka ciekawie pokazała to, że nawet wiele przedmiotów i zabawek nie zastąpi dziecku rodziców i nie stworzy mu prawdziwego domu. Zula uświadamiająca sobie różnice między sobą a koleżanką dostrzegała, do momentu spotkania z Mikołajem, tylko to, co Franciszka ma, a czego jej brakuje. Obecność Świętego pozwoliła, by Zula zauważyła, iż to ona jest bogatsza w obecność i miłość Rodziny.
Cechą, dla mnie wręcz kluczową, Mikołaja opisanego przez Katarzynę Szczepańską – Kowalczuk jest to, iż jest to prawdziwy Święty Mikołaj. Ma tiarę, pastorał i protestuje przeciw temu, by pokazywano go w telewizji ustrojonego w jakiś dziwaczny strój i z panią Mikołajową, wszak biskupi nie mają żon.
Komentarze
podobała mi się - jest ciekawie opowiedzianą historią. A ilustracje kusiły, żeby je dokolorować;)