Lubicie książki w obwolutach? Ja lubię, choć nie tylko dlatego, że obwoluta ma chronić książkę przez zniszczeniem. Najprzyjemniejszą czynnością (oprócz czytania, rzecz jasna) książki z obwolutą jest zdejmowanie tejże i oglądanie okładki. Dawno nie znalazłam książki, w której okładka była ciekawsza niż obwoluta. Dawno, ale wczoraj widok „Teodozji i...” bez obwoluty mnie ucieszył. Zobaczcie sami...
Kilka dni temu pisałam o bardzo ciekawej akcji promującej tę książkę – o spotkaniach w Muzeum Narodowym. Informacja o takim sposobie zachęcania czytelników do lektury spowodowała, że konieczność przeczytania o Teodozji stała się palącą;)
Teodozja ma 11 lat, tatę, który piastuje stanowisko Starszego Kustosza Muzeum Legend i Starożytności, mamę, która jest archeologiem i większość roku spędza w Egipcie i brata – ucznia szkoły z internatem. Ma też kota – Izydę.
Dziewczynka obdarzona jest przedziwną właściwością – wyczuwa w przedmiotach wydobytych z grobowców klątwy i zaklęcia jakie ich strzegą, jakie mają dotknąć tych, którzy zakłócają spokój starożytnym. Wydaje się, że nikt poza nią nie dość, że nie czuje złych mocy, nie wierzy w istnienie owych klątw. Jej prośby o noszenie amuletów, czy używanie rękawic podczas bezpośredniego kontaktu z eksponatami irytują rodziców.
Mama Teodozji powraca z Egiptu z wieloma skrzyniami wypełnionymi przedmiotami odnalezionymi w grobowcu faraona Amenemhaba. Jeden z przedmiotów jest szczególnie godny podziwu – to figurka skarabeusza, zwana Sercem Egiptu. Niestety, ten klejnot powinien zostać tam, gdzie przed wiekami go umieszczono. Zabranie go z miejsca mu przeznaczonego sprawi, że klątwa dotknie całą ziemię i obudzi Chaos.
Książka zaciekawia, rozbawia i dostarcza odpowiedniego poziomu grozy. Tajemnice skrywane z starych księgach, w figurkach sprzed wieków i na tabliczkach z hieroglifami pobudzają wyobraźnię. Może dzieci zainspirowane tą lekturą zasilą szeregi świetnych polskich archeologów?
Komentarze