Debiutancka powieść Katarzyny Krenz jest doskonała na czas, kiedy za oknem mocno wieje i jeszcze mocniej pada.
Autorka opowiada o dziewczynie z prowincji, która z domu rodzinnego wyjechała jako Mirosława, a w świecie korporacji prawniczej istniała jako Miranda. Opowiada o Marii, kobiecie, która oddała swoje życie Jamesowi, naukowcowi rozmiłowanemu w ideach platońskich. Opowiada o Irenie, która tropi szczegóły z życia pisarzy, by tworzyć ich biografie.
Los pozwala spotkać się trzem kobietom wśród murów Cambridge. Spotkać i znaleźć głębię w owym spotkaniu. Irena pchana ciekawością co do Iris Murdoch, wypytuje Marię o obecność pisarki w domu Osbornów, a Maria odkrywa przed młodszymi kobietami mocno skrywane tajemnice swego małżeństwa. Miranda oczekująca narodzin córki idealnie włącza się w ów dialog kobiecości i rozważania o istocie płci i przeznaczeniu.
Ciekawie zarysowany jest podział dwóch światów w jakich żyła główna bohaterka powieści. Wyczerpująca i dająca satysfakcję praca w kancelarii prawniczej oraz związane z nią profity stoją w opozycji do bycia bezrobotną, sprzątaczką, opiekunką spodziewającą się dziecka.
To łagodna wersja opowieści, która mogłaby być o wiele bardziej drastyczna w wymowie. Ale podoba mi się ta łagodność, spokój i ciepło bijące w tej książki. Mimo, że czasem brzmi nieco niewiarygodnie…
Autorka o swojej ksiażce mówi tak:
Komentarze
Pozdrowionka
Monie
:)