Wydane przez
Wydawnictwo Borussia
Wydawnictwo Borussia
Profesora Mencwela znam z podręcznika do antropologii kultury i jednego, dość przypadkowo, wysłuchanego wykładu. To jednak wystarczyło, bym z wielką ochotą przystąpiła do lektury jego esejów podróżnych. Nie ukrywam – bardziej zajmującym wydał mi się ten o Kaliningradzie, niż ten o Targówku.
Autor należy do tych gawędziarzy, którzy nawet czyniąc w opowieści dalekie dygresje, potrafią utrzymać uwagę czytającego/słuchającego. I tak też dowiadujemy się najpierw o przekonaniu, że nazwą właściwą dla owego zamkniętego przez pół wieku dla cudzoziemców miasta, jest nazwa Królewiec, a nie Kaliningrad. Potem wraz z narratorem zajmujemy miejsce w łupince - wodolocie, by nagle – wciąż płynąc po Zalewie Wiślanym – przenieść się w czasy wakacyjnych wędrówek młodego podówczas autora po Piaskach, Krynicy Morskiej i marzeń o odkryciu zakazanego lądu, z którego co wieczór wody Zalewu oświetlał silny reflektor mający dawać obserwatorom przekonanie o sile i wszechwładzy Wielkiego Brata.
Opowieść Andrzeja Mencwela wiedzie nasz ścieżkami Immanuela Kanta i przypomina ciemne lata przeszłości miasta, poddaje pod rozwagę kulturową tożsamość Królewca i miasteczek położonych po polskiej stronie Zalewu.
Gdy skończyłam czytać o, jak chce autor, Królewcu miałam ochotę odwrócić kartki i zacząć lekturę raz jeszcze. Na szczęście owe eseje wydane są w niewielkim, miniaturowym formacie (bo i w serii Miniatury Borussii), więc zawsze mogę znaleźć dla nich miejsce w torebce.
Ech… zatęskniłam za spacerem po mieście nad Pregołą…
P.S. Nusia była zafascynowaną moją potrzebą zrobienia zdjęcia książce – stąd obecność kocich wąsów i łapek.
Komentarze