Wydane przez
Wydawnictwo Red Horse
Z przyjemnością odwiedziłam Lublin. Kiedyś zachwyciłam się uroczymi uliczkami, a teraz wędrowałam z komisarzem przez różne dzielnice miasta, miasta w roku 30 XX wieku.
Komisarz Maciejewski, policjant o dobrej opinii i wyglądzie bandziora, zajmuje się morderstwem dokonanym na redaktorze lokalnej gazety, a później skupia się na kolejnym morderstwie, którego ofiarą padł cenzor. Plotki mówią, że w piwnicach zamku znaleziono wielki żydowski skarb, a dyrektor największego banku w Lublinie odmawia rozmów z policją. Czy Maciejewskiemu uda się połączyć te, zdawałoby się odległe od siebie, sprawy?
Gdyby chcieć porównywać (a takie porównanie z pewnością się nasuwa) pisanie Wrońskiego z pisaniem Krajewskiego, trzeba od razu stwierdzić, że Wroński przedstawia nam czystszy obraz świata niż czyni to Krajewski. I pewnie dlatego, choć Mocka też lubię, bardzo przyjemnie czytało mi się ten kryminał. Gdy jeszcze pomyślałam o zapachu cygar, realistycznie oddanej w opisie sali sportowej, szczęku sztućców w „Wykwintnej”, czy zapachach farby drukarskiej w redakcji i u cenzora, to przyjemność czytania wzrosła.
Bardzo podoba mi się pomysł zamieszczenia kolorowego planu miasta w okładkach książki, planu, na którym zaznaczono najważniejsze dla powieści miejsca.
Te słowa jakoś specjalnie mi się spodobały:
Mercedes rozpędził się na Lubartowskiej – szerokiej i jak wiele lubelskich ulic opadającej od centrum w dół. Potem przy moście nad Czechówką znów musieli zwolnić, żeby na wpaść na leniwie poskrzypujący wóz konny. Na placu targowym po prawej stronie jak zwykle kłębił się tłum wiejskich bab, służących i gospodyń domowych, które robiły zakupy, korzystając z cen niższych niż rano. Jedna, obładowana koszami rozłożysta jejmość omal nie wpadła na maskę policyjnego auta. Szofer nacisnął klakson, na co baba tylko splunęła i ruszyła jak objuczony wielbłąd ku Browarnej.
Komisarz Maciejewski, policjant o dobrej opinii i wyglądzie bandziora, zajmuje się morderstwem dokonanym na redaktorze lokalnej gazety, a później skupia się na kolejnym morderstwie, którego ofiarą padł cenzor. Plotki mówią, że w piwnicach zamku znaleziono wielki żydowski skarb, a dyrektor największego banku w Lublinie odmawia rozmów z policją. Czy Maciejewskiemu uda się połączyć te, zdawałoby się odległe od siebie, sprawy?
Gdyby chcieć porównywać (a takie porównanie z pewnością się nasuwa) pisanie Wrońskiego z pisaniem Krajewskiego, trzeba od razu stwierdzić, że Wroński przedstawia nam czystszy obraz świata niż czyni to Krajewski. I pewnie dlatego, choć Mocka też lubię, bardzo przyjemnie czytało mi się ten kryminał. Gdy jeszcze pomyślałam o zapachu cygar, realistycznie oddanej w opisie sali sportowej, szczęku sztućców w „Wykwintnej”, czy zapachach farby drukarskiej w redakcji i u cenzora, to przyjemność czytania wzrosła.
Bardzo podoba mi się pomysł zamieszczenia kolorowego planu miasta w okładkach książki, planu, na którym zaznaczono najważniejsze dla powieści miejsca.
Te słowa jakoś specjalnie mi się spodobały:
Mercedes rozpędził się na Lubartowskiej – szerokiej i jak wiele lubelskich ulic opadającej od centrum w dół. Potem przy moście nad Czechówką znów musieli zwolnić, żeby na wpaść na leniwie poskrzypujący wóz konny. Na placu targowym po prawej stronie jak zwykle kłębił się tłum wiejskich bab, służących i gospodyń domowych, które robiły zakupy, korzystając z cen niższych niż rano. Jedna, obładowana koszami rozłożysta jejmość omal nie wpadła na maskę policyjnego auta. Szofer nacisnął klakson, na co baba tylko splunęła i ruszyła jak objuczony wielbłąd ku Browarnej.
Komentarze
I pamiętam, że szalenie się mi to spodobało i oczywiście chciałam przeczytać tę książkę! Mimo, że kryminałów nie czytam. No ale jakoś tak się złożyło, że zapomniałam o tym. Dlatego też dziękuję za przypomnienie tej lektury! :-)
A tak na marginesie - ki diabeł kazał Ci ciągać koty autem przez 10 godzin? ;-))) Żartuję oczywiście! Gratuluję tak wytrwałych ogonów! Mizianki dla całej wąsatej trójki! :-)
z Kociastymi jechałam do rodziców na cały miesiąc:)
A książkę naprawdę polecam.Ja już kombinuję jakby tu i kiedy do Lublina pojechać:)
Sprawiła mi Pani miłą niespodziankę recenzją mojej książki na swoim blogu. Jestem pod wrażeniem Pani terminarza (pozapisywanego podobnie jak mój, tylko ładniejszym charakterem pisma) oraz imponującą listą przeczytanych książek. Jako byłego nauczyciela zadziwiła mnie Pani liczba lektur nadobowiązkowych - Pani doba musi mieć więcej niż 24 godziny! A jako obecny autor czuję się podbudowany.
Serdecznie pozdrawiam
dziękuję za odwiedziny na moim blogu i miłe słowa:)
Z niecierpliwością oczekuję "Kina Venus" - oczywiście recenzję zamieszczę:)
Wyczytałam na Pańskiej stronie informację o tym, iż pisał Pan do Wielkiego Bestiariusza Praktycznego o Golemie. Spróbuję dotrzeć do tego artykułu - wkrótce, w ramach Miejskiego Czytania, będę sobie przypominać książkę Gustava Meyrinka i z przyjemnością poszerzę lekturę o Pański tekst.
Pozdrawiam serdecznie