Jako, że spodobały mi się Alicje Jacka Piekary z przyjemnością sięgnęłam po kolejną książkę tego autora. Na okładce wyczytałam dobrą rekomendację Macieja Maleńczuka, a to już ostatecznie zdecydowało o mojej chęci zapoznania się z wizją Polski jaką nakreślił pisarz.
Pierwszym co uderza to wulgaryzmy. Nie da się ich pominąć, udawać, że są tylko tłem, bo w dużej mierze bywają treścią, o treści decydują. Ale jeśli nabrać pewnego dystansu i zacząć dostrzegać inne, niż obsceniczne, rzeczy okazuje się, że „Przenajświętsza…” powinna przerażać.
Jacek Piekara wykonał fotografię. Przebogate, panoramiczne zdjęcie Polski. Po czym technikami sobie znanymi uwypuklił to, co w naszej rzeczywistości jest codzienne, a co w przyszłości może stać się wynaturzeniem. Podkreślił kościelną władzę, rządy człowieka, który kojarzy się w Dinseyem, pożądanie władzy i jeszcze większe pożądanie pieniędzy. W powieści ostro zarysowane są absurdy, może jeszcze powszechnie niedostrzegalne, ale przez to nie mniej groźne jeśli tylko pozwoli się im rozwijać.
Śląsk stał się miejscem reedukacji, czyli obozów pracy. Suwalszczyzna regionem obfitującym w ropę, aczkolwiek pewne siły nie zamierzają z tego korzystać, by móc utrzymać tam strefę naturalną. Warszawa podzielona jest na rejony lepsze, gorsze i te najgorsze. Ten kto ma pieniądze jest wszechpotężny. Ten kto nagle zdobywa pieniądze staje się podejrzany i musi wyjaśniać w odpowiednim urzędzie swoje wzbogacenie. Politycy głoszą, że są takimi samymi ludźmi jak wyborcy, że podatki będą mniejsze, a zarobki wyższe oraz zapowiadają ograniczenie przywilejów dla klasy rządzącej. Intelektualiści dyskutują nad tym, czy jest Bóg.
Podobne do tego, co znamy z mediów? Podobne. Jednak to jak głęboko sięgać będą podziały i władza polityków nad życiem ludzi zobaczyć można w powieści Piekary. Potraktujmy to jako ostrzeżenie.
Komentarze