Czytam Wańkowicza, a w zasadzie przypominam go sobie, bo czytałam już wcześniej. I podoba mi się sposób życia jakie autor zaproponował swojej rodzinie. Stosował niekonwencjonalne metody wychowawcze (na co biedna mama – czyli Królik załamywała ręce), ale metody, które świetnie się sprawdziły.
I gdy tak obserwuję dyskusje w mediach na temat tego, czy dzieci można bić, czy też nie można - mam chęć zawołać – czytajcie „Ziele na kraterze”. Wiem, że należy spodziewać się argumentów „wtedy było inne życie”, „jemu dobrze, bo on był wielkim redaktorem/pisarzem”, „mógł sobie na to pozwolić”. Ale tu nie chodzi o inne czasy, pozwalanie sobie bądź nie na czas z dzieckiem, tu – moim zdaniem – chodzi o chęć i (nie boję się użyć tak wielkiego słowa) o miłość.
Myślę, że warto zerknąć do książki Melchiora Wańkowicza i zastanowić się, co jest ważne. Ta książka jest właśnie o tym.
Komentarze
Zamieściłam recenzję tam gdzie zwykle... mogłam?
oczywiście:)