
W odległym od świata i jego spraw szpitalu, na skraju bantustanu, pojawia się młody, przepełniony ideałami lekarz stażysta. Dostrzega zniechęcenie i marazm innych lekarzy i próbuje w senne życie szpitalne wsączyć nieco energii, rozmachu, prawdziwej pracy.
Dla lekarzy jest dziwnym zjawiskiem. Zapomnieli jacy byli, gdy zaczynali zawodowe życie, jak wiele chcieli osiągnąć i teraz obserwują Laurence Watersa z ironią, ciekawością, a czasami nawet złości ich jego uporządkowana codzienność i cele ku którym dąży.
Laurence wprowadza się do pokoju Franka i tym samym zaczyna traktować tego nieco już zgorzkniałego mężczyznę jako swego przyjaciela. Zwierza mu się, próbuje przeszczepić mu swoje ideały, a gdy to nie skutkuje stara się stworzyć wrażenie, że wszelkie nowatorskie pomysły pochodzą od Franka, a nie od niego, skromnego stażysty.
Poza szpitalem toczy się życie. Do miasteczka przyjeżdżają żołnierze, Brygadier traci władzę, a opuszczone domu niszczeją. Wokoło wszystko prowadzi do ruiny, wszak opisywany przez Galguta rejon nie stwarza nadziei na rozkwit. Czy na tym jałowym terenie (fizycznie i duchowo jałowym) młody lekarz znajdzie chętnych do dzielenia z nim marzeń?
Nie można stwierdzić jednoznacznie, który z opisywanych doktorów jest owym tytułowym „dobrym lekarzem” i to podnosi jeszcze wartość książki; pozostawia ona bowiem ślad w myślach, zachęca czytelnika, by rozważał moralność bohaterów i próbował stworzyć definicję słów :dobry lekarz”.
Komentarze